Trefl Sopot

LATA 2011-2015

Zdjęcie drużyny 2010/2011

Skład: Ali Bouziane, Rashid Atkins, Tomas Pacesas, Christian Dalmau, Istvan Nemeth, Jakub Bogusz, Adam Waczyński, Goran Jagodnik, Jeff Nordgaard, Tomas Masiulis, Filip Dylewicz, Paweł Podgalski, Adam Wójcik, Michael Andersen, Janusz Mysłowiecki, Adam Łapeta.

Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Jacek Winnicki.

Nowymi twarzami w sopockim klubie zostali portorykański combo guard Christian Dalmau, Amerykanin z polskim paszportem Jeff Nordgaard oraz duński środkowy Michael Andersen. Sezon w Sopocie rozpoczął jeszcze algierski obrońca Ali Bouziane, ale został dość szybko zastąpiony przez znanego już z polskich parkietów Rashida Atkinsa.

W sezonie zasadniczym Prokom Trefl przegrał tylko 4 mecze i zakończył pierwszą rundę z 3-punktową przewagą nad drugim Anwilem. W ćwierćfinale i półfinale nie dał żadnych szans odpowiednio Polpharmie Starogard Gdański i Czarnym Słupsk, wygrywając w obu przypadkach 3:0. W finale znów przyszło spotkać się z Anwilem. Włocławianie zdołali wygrać drugi mecz w Sopocie, ale pomysł z wystawieniem przeciwko Michałowi Ignerskiemu nominalnego silnego skrzydłowego Tomasa Masiulisa praktycznie rozstrzygnął o losach finału. Sopocianie wygrali oba mecze w Hali Mistrzów i po raz pierwszy mogli cieszyć się ze złotych medali na własnym parkiecie.

W Eurolidze początek rozgrywek był obiecujący. Prokom Trefl przegrał co prawda z Maccabi, ale w kolejnych spotkaniach pokonał Cibonę i po świetnym meczu Armani Jeans w Mediolanie. Potem przyszedł jednak kryzys. W kolejnych sześciu spotkaniach drużyna trenera Kijewskiego nie potrafiła udowodnić swojej wyższości. Tym samym szanse na awans do Top16 spadły do czysto matematycznych. Mimo ambitnej postawy w końcówce rozgrywek i bilansu 5-9, do awansu zabrakło jednego zwycięstwa.

Zdjęcie drużyny 2011/2012

Skład: Rashid Atkins, Justin Hamilton, Tomas Pacesas, Christian Dalmau, Donatas Slanina, Przemysław Zamojski, Jasmin Hukic, Jeff Nordgaard, Filip Dylewicz, Tomas Masiulis, Adam Wójcik, Huseyin Besok, Michael Andersen, Adam Łapeta.

Trenerzyzy: Eugeniusz Kijewski, Jacek Winnicki.

Sukcesy na polskim podwórku nie wystarczały kibicom i włodarzom sopockiego klubu. Dlatego w kolejnym sezonie postanowiono się o kolejne wzmocnienia, aby spróbować wykonać kolejny krok w rozgrywkach Euroligi. Do składu trafili atletyczny obrońca Justin Hamilton, superstrzelec Donatas Slanina, solidny skrzydłowy Jasmin Hukic i doświadczony center Huseyin Besok. Takich znanych nazwisk w jednej drużynie PLK, nie było od wielu lat.

Na początku sezonu w Eurolidze Prokom Trefl nie błyszczał formą, ale na szczęście nie przeszkadzało mu to w odnoszeniu zwycięstw. Z Hali Olivia z kwitkiem wyjeżdżały francuskie Le Mans oraz rosyjskie Dynamo Moskwa. Potem przyszła co prawda niespodziewana porażka z drużyną Marcina Gortata – RheinEnergie, ale gracze trenera Kijewskiego szybko odrobili tę stratę wywożąc zwycięstwo z Bolonii. Awans do fazy Top16 przypieczętowały zwycięstwa nad Le Mans oraz RheinEnergie w rundzie rewanżowej. Tam czekał już na nasz zespół Efes Pilsen Stambuł, z którym sopocianie nie potrafili wygrać od początku przygody z Euroligą. Tym razem się udało i to na wyjeździe. Niestety było to jedyne zwycięstwo w tej fazie rozgrywek.

W lidze polskiej sopocianie przegrali aż pięć spotkań, ale nie przeszkodziło im to w zajęciu pierwszego miejsca przed play-off. Jeśli spytać się kibiców, jakie wydarzenie wywarło na nich największe wrażenie w play-offach 2007 roku, bez wątpienia wskażą oni półfinałową serię z Anwilem Włocławek. Obie drużyny solidarnie wygrywały swoje mecze na swoich parkietach i o awansie do finału decydował dramatyczny siódmy mecz. Tam zespół Alesa Pipana prowadzony m.in przez byłych zawodników Prokomu Trefla – Andrzeja Plutę i Gorana Jagodnika, do ostatniej minuty walczył łeb w łeb z gospodarzami. O zwycięstwie i awansie przesądził rzut za 3 w ostatniej minucie wykonany przez Huseyina Besoka.

W finale Prokom Trefl pokonał już bez większych problemów Turów Zgorzelec, mimo że w pierwszy mecz rozstrzygnął się dopiero po dogrywce. Niesamowicie waleczna drużyna Saso Filipovskiego nie tylko zdołała odrobić kilkunastopunktową stratę w ostatniej minucie, to jeszcze stanęła przed szansą wygrania inauguracyjnego pojedynku! Dragisa Drobnjak przestrzelił jednak oba rzuty wolne na 2 sekundy przed końcem.

Zdjęcie drużyny 2012/2013

Skład: Filip Dylewicz, Adam Waczyński, Frank Turner, Marcin Stefański, Michał Michalak, Piotr Dąbrowski, Mateusz Jarmakowicz, David Brembly, Sime Spralja, Kurt Looby, Maurice Acker, Ronald Davis, Lorinza Harrington.

Trenerzy: Žan Tabak/Mariusz Niedbalski, Krzysztof Szablowski.

Po świetnym sezonie 2011/12, awansie do finału i obronie Pucharu Polski, kibice liczyli na nowe wyzwania. Tym bardziej, że klub miał powrócić do europejskich pucharów i wziąć udział w rozgrywkach Eurocup. Już budowa nowej drużyny przysporzyła jednak sporo problemów. Srebrni zawodnicy Trefla mogli liczyć na rynku na spore podwyżki, przekraczające możliwości klubu i tak Łukasz Koszarek przeniósł się do Gdyni, John Turek wrócił do Niemiec, a Łukasz Wiśniewski wybrał ofertę z Koszalina.

Po trzech latach klub zdecydował się także zakończyć współpracę z trenerem Karlisem Muiznieksem. Jego miejsce zajęła jedna z największych legend chorwackiej koszykówki, Žan Tabak. Chorwat był na początku swojej kariery trenerskiej, ale bardzo szybko pokazał profesjonalizm na najwyższym światowym poziomie i zjednał sobie cały zespół. Niestety po trzech miesiącach szkoleniowiec Trefla otrzymał życiową ofertę z Caja Laboral Vitoria i opuścił Sopot. Drużynę do końca rozgrywek prowadził jego asystent Mariusz Niedbalski.

Ważne kontrakty z klubem mieli Filip Dylewicz oraz Adam Waczyński. Z początku wydawało się, że zespół opuści również Marcin Stefański, który podpisał kontrakt ze Śląskiem, ale zespół z Wrocławia ostatecznie nie przystąpił do rozgrywek, a skrzydłowy Trefla przedłużył ostatecznie umowę z klubem na dwa kolejne sezony.

Pierwszym sukcesem klubu było podpisanie trzyletniego kontraktu z Michałem Michalakiem, jednym z najbardziej utalentowanych polskich graczy młodego pokolenia i wicemistrza Świata z Hamburga. Gracz przeszedł do Sopotu z ŁKS-u Łódź, gdzie był liderem drużyny. W Treflu miał pełnić rolę rezerwowego i wzbogacić rotację polskich zawodników. Hitem transferowym miał być także powrót do Sopotu Przemysława Zamojskiego.

Reprezentant Polski w grudniu opuścił zespół. Powodem były zaległości w wypłatach. Z początku gracz zgodził się na proponowane przez klub warunki wyrównania zaległości, ale potem zarząd nie zdołał ich dotrzymać, w związku z czym gracz skorzystał z możliwości jednostronnego rozwiązania kontraktu. W efekcie został bez drużyny, co doprowadziło do rozczarowania kibiców i nieufności wobec działań klubu.

Ważną postacią w sopockiej drużynie był także Frank Turner. Amerykanin do Polski trafił z Holandii, gdzie sezon wcześniej sięgnął po tytuł mistrzowski. Miał zaledwie 178 cm wzrostu, ale brak wzrostu nadrabiał szybkością i sprytem. Potrafił zdobywać seryjnie punkty przeciw znacznie wyższym obrońcom, zawsze starając się przedostać jak najbliżej kosza.

Jego przeciwieństwem był Sime Spralja, jeden z najbardziej nietypowych graczy w historii klubu. Chorwat w Treflu grał jako środkowy, ale nie mógł się pochwalić ani dużą ilością zbiórek, ani skutecznością w grze tyłem do kosza. Był za to niezwykle skuteczny w rzutach z dystansu i zazwyczaj swojej szansy na punkty szukał za linią 6,75 m.

Polską część składu uzupełnili Mateusz Jarmakowicz, Piotr Dąbrowski i David Brembly. Ten pierwszy nie dotrwał jednak do końca sezonu i został wypożyczony do Radomia. W sezonie przygotowawczym z drużyną trenował także Maurice Acker, którego szybko zastąpił jednak doskonale znany sopockim kibicom Lorinza Harrington. Tuż przed sezonem do drużyny dołączył także Amerykanin Kurt Looby, a w czasie rozgrywek skład uzupełnił Ronald Davis.

Przygoda w Eurocup była dla sopocian wyjątkowo krótka. Trefl trafił do grupy śmierci z drużynami, które poziomem nie odstawały od zespołów euroligowych. W ERGO ARENIE była więc możliwość zobaczenia tak klasowych drużyn jak Galatasaray Stambuł (Turcja), Lokomotiw Kubań (Rosja) oraz BC Donieck (Ukraina), ale szanse na nawiązanie walki były od początku iluzoryczne.

Już pierwszy mecz rozegrany 7 listopada 2012 roku pokazał sopocianom, że o awansie mogą jedynie pomarzyć. Galatasaray, w którego składzie grali tacy zawodnicy jak Henry Domercant, David Hawkins, Milan Macvan, czy Jamont Gordon pewnie wygrało w ERGO ARENIE 94:65. Bez szans Trefl był także w Kubaniu.

Żółto-czarnym udało się za to nawiązać walkę w obu meczach z drużyną z Ukrainy. W Doniecku Filip Dylewicz rzutem równo z końcową syreną uratował dogrywkę. W dodatkowym czasie gospodarze się jednak wybronili i wygrali 92:87. Tydzień później byli już jednak bez szans. Trefl po świetnej czwartej kwarcie pewnie wygrał 77:67, odnosząc jedyne zwycięstwo.

Dwa ostatnie mecze z Galatasaray i Lokomotiwem ponownie zakończyły się wysokimi porażkami sopocian i tym samym Trefl musiał się pożegnać z europejskimi pucharami. Bilans 1-5 z pewnością nie był sukcesem, ale patrząc na klasę rywali, trudno było oczekiwać lepszego wyniku. Zwycięzca całych rozgrywek został zresztą później Lokomotiw.

W rozgrywkach ligowych sopocianie pomimo różnych problemów potrafili utrzymać w miarę równą formę przez kilka miesięcy gry i dążyli od wygranej do wygranej. W pierwszym etapie kluczem do wysokiej pozycji były pewne zwycięstwa z drużynami z dołu tabeli. Treflowi w zasadzie nie przytrafiały się wpadki w spotkaniach, w których byli faworytem.

Sezon rozpoczął się 29 września 2012 roku od meczu w ERGO ARENIE z Polpharmą Starogard Gdański, który żółto-czarni pewnie wygrali 87:65. Z pierwszych siedmiu meczów, Trefl wygrał aż sześć, w tym w Zielonej Górze ze Stelmetem 84:72 i u siebie z PGE Turowem po dogrywce 80:76. Jedyna porażka przytrafiła się po bardzo zaciętym meczu w Koszalinie.

Po raz drugi gorycz przegranej sopocianie poczuli dopiero w drugiej połowie listopada, kiedy przegrali w Słupsku z Energą Czarnymi. Było to ostatnie spotkanie, w którym trenerem był Žan Tabak. Tydzień później, sopocianie wyraźnie przegrali we Włocławku z Anwilem, a na początku grudnia nie udało im się zdobyć gdyńskiej hali w derbach i przegrali 81:82. Pierwszą rundę udało się jednak zakończyć z bardzo dobrym bilansem 9 zwycięstw i 4 porażek.

W rundzie rewanżowej Trefowi brakowało nieco szczęścia. Najpierw po zdecydowanie najcięższym meczu w całym sezonie i dogrywce musieli uznać wyższość Stelmetu w ERGO ARENIE 106:108, a kilka dni później doznali porażki w Zgorzelcu po szczęśliwym rzucie za trzy punkty równo z syreną Piotra Stelmacha.

Warto odnotować także zwycięstwo żółto-czarnych nad Anwilem 91:74, a także rewanż z Asseco 78:65 w obecności 7500 kibiców. We własnej hali gracze trenera Niedbalskiego nie byli w stanie pokonać za to Energi Czarnych, z którymi przegrali 63:83. Pierwszy etap nasi koszykarze zakończyli z bilansem 14 zwycięstw i 8 porażek. Pozwoliło to zająć czwarte miejsce ze stratą jednego punktu do lidera.

Znacznie bardziej udany był Trefl drugi etap rozgrywek TBL. Trefl zaczął od mocnego uderzenia wygrywając kolejno w Zgorzelcu 86:81, Gdyni 73:72 i Zielonej Górze 77:68. Potem jednak musiał zmierzyć się z pierwszym kryzysem w efekcie czego przegrał w ERGO ARENIE z Anwilem 67:79, Energą Czarnymi 59:64 i PGE Turowem 74:82. Na szczęście okres słabszej gry udało się przezwyciężyć wygrywając ostatnie pięć meczów w sezonie zasadniczym z czego cztery z mocnymi rywalami jak Stelmetem, Asseco Prokomem i PGE Turowem.

Ostatecznie Trefl w szóstkach osiągnął bilans 7-3, a w całym sezonie regularnym 21-11. W drugim etapie sopocianie byli niepokonani w spotkaniach wyjazdowych, dzięki czemu przed startem play-off mogli się pochwalić bilansem 10 zwycięstw i 6 porażek w meczach poza ERGO ARENĄ. W domu nasi gracze wygrali 11 z 16 spotkań. Ostatecznie Trefl zajął drugie miejsce w tabeli i w ćwierćfinale trafił na AZS Koszalin.

Po tylu miesiącach ciężkiej pracy i dobrej gry, ciężko było zrozumieć to co stało się w pierwszej rundzie. Zespół Trefla w rywalizacji z AZS kompletnie się zaciął. Sopocianie grali bardzo niedokładnie i chaotycznie, nie dzielili się piłką i nie realizowali założeń taktycznych. Co prawda udało się jeszcze wygrać pierwszy mecz w ERGO ARENIE 81:72, ale trzy kolejne padły już łupem rywali.

Drugi mecz od początku nie układał się po myśli Trefla. Goście prowadzili przez większość spotkania i tylko zryw w samej końcówce pozwolił odrobić straty i doprowadzić do dogrywki. W niej zabrakło już sił, aby pokonać AZS. Rywale wygrali 91:87 i wyrównali stan rywalizacji, ale to koszalinianie mieli w tym momencie przewagę własnego parkietu.

Na wyjeździe sopocianie byli bardzo blisko przedłużenia serii w obu meczach. W trzecim meczu o zwycięstwie gospodarzy zadecydował błąd w defensywie sopocian w ostatniej akcji spotkania, po której Paweł Leończyk wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 63:62. W czwartym spotkaniu robił co mógł Adam Waczyński, który zdobył 29 punktów i zapewnił drużynie zwycięstwo, ale w niej gospodarze po raz kolejny okazali się lepsi 84:79. Sopocianie zakończyli więc niespodziewanie sezon 5 maja 2013 roku.

Trefl po raz pierwszy w historii zakończył rywalizację na ćwierćfinale. Złożyło się na to wiele czynników. Problemy w czasie sezonu, liczne zmiany w składzie, słabsza forma liderów w play-off, a także zwyczajny pech. W końcu dwa z trzech przegranych meczów do rozstrzygnięcia wymagały dogrywki, a kolejny kończył zwycięski rzut w ostatnich sekundach regulaminowego czasu gry. Jedna akcja po stronie sopocian w jednym z tych meczów mogła spowodować, że sezon trwałby dalej.

Na pocieszenie sopocianom został obroniony w lutym Puchar Polski. Gra w europejskich pucharach spowodowała, że żółto-czarni przystępowali do rywalizacji od ćwierćfinału. Wygrali w nim 79:72 z Anwilem we Włocławku, dzięki 24 punktom Sime Spralji. W turnieju Final Four w Koszalinie, żółto-czarni najpierw rozgromili PGE Turów 90:76, a w finale, 10 lutego 2013 roku, pokonali AZS 64:59 zdobywając szósty w historii klubu Puchar Polski.

Zdjęcie drużyny 2013/2014

Skład: Adam Waczyński, Paweł Leończyk, Michał Michalak, Marcin Stefański, Sarunas Vasiliauskas, Lance Jeter, Simas Buterlevicius, David Brembly, Yemi Gadri-Nicholson, Krzysztof Roszyk, Paweł Dzierżak, Łukasz Jaśkiewicz.

Trenerzy: Darius Maskoliunas, Mariusz Niedbalski.

Sezon 2012/13 żółto-czarni kończyli z Pucharem Polski i Superpucharem Polski, ale odpadnięcie w play-off już w ćwierćfinale i problemy pozasportowe spowodowały, że nie można było zaliczyć tamtych rozgrywek do udanych. Latem w klubie trzeba było podjąć kilka ciężkich decyzji. Zdecydowanie najtrudniejszą z nich była konieczność rozstania z Filipem Dylewiczem, który przeniósł się do PGE Turowa Zgorzelec.

Nieco na osłodę po utracie legendarnego zawodnika naszej drużyny, w Treflu pojawił się pięciokrotny medalista w barwach naszej drużyny, Darius Maskoliunas. Litwin, który w sezonie 2004/05 kończył karierę zawodniczą w sopockim klubie, tym razem wracał w charakterze trenera. I razem z Mariuszem Niedbalskim stworzyli jeden z najbardziej zgranych sztabów szkoleniowych w lidze.

Nowym liderem drużyny został Adam Waczyński, który już w końcówce poprzedniego sezonu aspirował do tej roli. Przez trzy wcześniejsze sezony, skrzydłowy Trefla, z roku na rok się rozwijał, ale to sezon 2013/14 był dla niego prawdziwym sprawdzianem. I trzeba powiedzieć, że udźwignął ten ciężar, gdyż w najważniejszych momentach sezonu wygrywał Treflowi mecze.

Świetnym ruchem okazało się także ściągnięcie do Sopotu Pawła Leończyka, który w dużym stopniu przyczynił się do wyeliminowania sopocian w ćwierćfinale sezon wcześniej. Już w żółto-czarnych barwach był zdecydowanie najrówniej grającym zawodnikiem drużyny, a solidność i spokój jaki prezentował na parkiecie dały drużynie bardzo ważny atut w starciach podkoszowych. Jego zmiennikiem był ulubieniec sopockiej publiczności, Marcin Stefański, który został nowym kapitanem drużyny i tradycyjnie dawał drużynie zastrzyk energii, gdy ta tego potrzebowała najbardziej.

Sporym ryzykiem było obsadzenie pozycji rzucającego obrońcy dwoma młodymi zawodnikami. Michał Michalak i David Brembly mieli w tym sezonie swoje okresy gry lepszej i słabszej, ale bez wątpienia przyczynili się do sukcesów odniesionych przez drużynę, podobnie jak Krzysztof Roszyk, który wnosił do drużyny swój doświadczeniem. Rodzima część składu uzupełniali Paweł Dzierżak i Łukasz Jaśkiewicz.

Na jedynce i piątce klub zakontraktował graczy zza granicy. W pierwszej części sezonu nie do zatrzymania byli Yemi Gadri-Nicholson i Sarunas Vasiliauskas, którzy świetnie ze sobą współpracowali, a ich pick’n’rolle były potężną bronią Trefla. W miarę trwania rozgrywek ich gra była jednak coraz lepiej rozpracowywana przez rywali, a coraz większą rolę odgrywali Lance Jeter i Milan Majstorović. To oni odgrywali większą rolę w decydujących meczach sezonu.

Nie można zapominać także o Simasie Buterleviciusie, który dołączył do drużyny w trakcie sezonu w ramach uzupełnienia składu. Litwin był jedną z kluczowych postaci ćwierćfinału z Energą Czarnymi, gdyż w pięknym stylu zatrzymał lidera słupszczan Rodericka Trice’a.

Sezon sopocianie rozpoczęli od ponownego wywalczenia Superpucharu Polski. 9 października 2014 roku żółto-czarni zaskoczyli wszystkich wygrywając z ze zdecydowanym faworytem, Stelmetem Zielona Góra, w jego hali 76:71. Bohaterem meczu był Sarunas Vasiliauskas, który trafił sześć trójek i zakończył mecz z 20 punktami.

W Hali CRS Trefl rozpoczął także dwa tygodnie później rywalizację ligową. Tym razem lepsi okazali się gospodarze 90:88, którzy wygrali po dogrywce. Dodatkowego czasu gry wymagało także spotkanie we Włocławku, gdzie skuteczność z dystansu w najważniejszych momentach meczu pozwoliła pokonać Anwil Włocławek 90:80. Na początku grudnia Trefl udał się do Słupska, gdzie po bardzo zaciętym meczu musiał uznać wyższość Energii Czarnych 77:81.

Były to jedyne wyjazdowe mecze Trefla do końca roku. W styczniu żółto-czarni przegrali jeszcze w zaległym meczu pierwszej rundy z PGE Turowem. Pozostałe spotkania tej części sezonu odbyły się w Sopocie. Tak nietypowy terminarz to wynik Lekkoatletycznych Mistrzostw Świata, które przez prawie trzy miesiące zamknęły bramy do ERGO ARENY.

Zanim jednak obiekt na granicy Gdańska i Sopotu został opanowany przez lekkoatletów, zawodnicy trenera Maskoliunasa świetnie spisywali się we własnej hali. Siedem kolejnych zwycięstw u siebie pozwoliło Treflowi zakończyć pierwszą rundę na trzecim miejscu z bilansem 8-2 (pomimo zaległego meczu z PGE Turowem).

Rundę rewanżową żółto-czarni rozpoczęli od kolejnej wygranej we własnej hali. Do ERGO ARENY przyjechał PGE Turów, a rewelacyjnie grający Paweł Leończyk wybił rywalom zwycięstwo z głowy. Trefl wygrał to spotkanie 85:74. Seria zwycięstw trwała do tygodnia później, gdy w pierwszym meczu w 2014 roku lepszy okazał się Stelmet Zielona Góra 66:85.

Ta porażka nie wpłynęła jednak na postawę sopocian w kolejnych meczach. Żółto-czarni kontrolowali sytuację, a konsekwentne ogrywanie drużyn z dołu tabeli na wyjeździe oraz pięć wygranych z rzędu na przełomie stycznia i lutego pozwoliło naszym graczom umocnić się na trzecim miejscu. Kluczowe były wygrane w Hali 100-lecia z Anwilem Włocławek 77:70 i Energą Czarnymi Słupsk 89:72, które zapewniły drużynie miejsce w górnej szóstce. Do włączenia się do walki o czołowe lokaty, zabrakło dwóch zwycięstw w ostatnich wyjazdowych meczach pierwszego etapu z Śląskiem i Asseco.

W szóstkach rywalizacja rozpoczęła się bardzo obiecująco. Sopocianie wrócili z dwoma punktami ze Zgorzelca po zwycięstwie 77:74. Blisko wygranej sopocianie byli także w meczu ze Stelmetem w Hali 100-lecia, ale po ogromnych emocjach i dogrywce goście wygrali 89:88. Nie pomogło 25 punktów Lance’a Jetera.

Po dwóch świetnych meczach, przyszło rozczarowanie w postaci porażki z Rosą w ERGO ARENIE 73:84. Bezbłędni koszykarze Trefla byli za to w meczach z Anwilem i Energą Czarnymi. Z tymi drużynami udało się wygrać zarówno u siebie, jak i na wyjeździe. Już na kilka kolejek przed końcem było przesądzone, że sopocianie do play-off przystąpią z trzeciej pozycji i w pierwszej rundzie zmierzą się z drużyną ze Słupska.

Początek tej serii nie zapowiadał takich emocji. Przebieg obu spotkań w ERGO ARENIE był bardzo podobny. Mecze były wyrównane, ale w decydujących minutach Sarunas Vasiliauskas trafiał za trzy punkty i odbierał gościom nadzieję na wygraną. Nasi gracze wygrali odpowiednio 77:71 i 83:75. Przed meczami w Słupsku byli w wymarzonej sytuacji.

W Hali Gryfia zawsze gra się bardzo ciężko. Szczególnie w play-off. Słupszczanie wykorzystali atut własnej hali, aby wyrównać stan rywalizacji. Trefl miał szansę na wygranie każdego z tych meczów, ale przespali trzecią kwartę i w rezultacie przegrali 56:69 oraz 62:73. Trudno było odżałować szczególnie tego czwartego spotkania, w którym nasi gracze mieli już 15 punktów przewagi. W każdym razie o awansie do półfinału decydować miało spotkanie w ERGO ARENIE.

Ten mecz przeszedł do historii nie tylko sopockiej koszykówki, ale i całej ligi. Żółto-czarni przez trzy kwarty grali fatalnie po obu stronach parkietu i o mały włos nie zakończyłoby się to pożegnaniem z marzeniami o półfinale. Na sześć minut przed końcem rywale prowadzili aż 18 punktami. Sygnał do odrabiania strat dał Paweł Leończyk, a trzy trójki Adama Waczyńskiego przywróciły Trefla do gry. W ostatniej minucie meczu na linii wolnych wyszli na prowadzenie, a rywale zmarnowali dwie kolejne akcje. ERGO ARENA eksplodowała z radości. Takiego momentu w historii naszego klubu jeszcze nie było.

W półfinale czekał już Stelmet Zielona Góra. Mistrzowie Polski kontrolowali pierwszy mecz i zasłużenie wygrali 79:75. W drugim inicjatywę przejęli nasi zawodnicy. Zagrali świetny mecz w defensywie i po raz pierwszy w sezonie pokonali Stelmet Zielona Góra 73:67, a duża w tym zasługa Lance’a Jetera, który zaliczył 13 punktów, 11 zbiórek i 5 asyst.

W ERGO ARENIE ponownie do głosu doszli gracze trenera Uvalina. Zagrali z pełnym zaangażowaniem i pokonali Trefla 94:69. Odpowiedź żółto-czarnych była równie mocna. Zespołowa koszykówka i walka o każdy centymetr parkietu to dwa czynniki, które dały wygraną 71:57. Decydującą kwartę sopocianie wygrali aż 24:8 i tym samym przedłużyli serię do piątego meczu. Niestety w Zielonej Górze gospodarze nie dali się już zaskoczyć po raz trzeci i pewnie wygrali 86:65.

Naszym graczom pozostało więc zakończyć ten udany sezon wywalczeniem brązowego medalu. I tu nie było jednak łatwo. Rosa po raz kolejny zaskoczyła naszych graczy w ERGO ARENIE i wygrała pierwszy mecz 76:75. Trefl udowodnił jednak, że stojąc pod ścianą potrafi sobie poradzić z presją. Wygrał mecz w Radomiu 73:60, a następnie decydujące starcie w Hali 100-lecia 76:56 i po raz drugi w historii klubu zakończył rozgrywki na trzecim miejscu. Brązowe medale zawisły na szyjach sopocian 4 czerwca 2014 roku.

Śmiało można powiedzieć, że to co było w tym sezonie do ugrania, żółto-czarni ugrali. Do finalistów ze Zgorzelca i Zielonej Góry, posiadających w składzie prawie same gwiazdy, sopocianom mimo wszystko trochę brakowało, pozostałych rywali udało się wyprzedzić dzięki konsekwentnej i równej grze przez cały sezon.

Warto pamiętać także o sukcesach naszej młodzieży. Sopocianie regularnie przywozili medale w różnych kategoriach wiekowych i nie inaczej było w tym roku. Bezkonkurencyjna okazała się drużyna do lat 18, która w całym sezonie nie przegrała ani jednego spotkania i pewnie sięgnęła po złoty medal w turnieju finałowym we Wrocławiu. Zespół do lat 20 wrócił do Trójmiasta z brązowym medalem. Po srebro sięgnęli tymczasem młodzi koszykarze UKS 7 Trefl Sopot.

Zdjęcie drużyny 2014/2015

Skład: Paweł Leończyk, Michał Michalak, Marcin Stefański, Sarunas Vasiliauskas, Tautvydas Lydeka, DeShawn Painter, Eimantas Bendzius, Marcin Dutkiewicz, Sławomir Sikora, Willie Kemp, Bojan Popović, Paweł Dzierżak, Grzegorz Kulka, Artur Włodarczyk, Jakub Koelner.

Trenerzy: Darius Maskoliunas/Mariusz Niedbalski, Krzysztof Roszyk.

Sezon 2014/15 należał do tych wyjątkowo trudnych dla klubu i jego kibiców. Zespół w ciągu roku musiał zmagać się z wieloma problemami takimi jak krótka rotacja, kontuzje, czy zmiana trenera, co spowodowało, że Trefl na przemian potrafił zaskoczyć faworyta, ale i przegrać z niżej notowanym zespołem. Na szczęście mimo przeciwności losu sopocianie zdołali zrealizować swój plan minimum jakim był awans do play-off, ale o jego osiągnięcie musieli walczyć do ostatniej kolejki.

Po zakończeniu sezonu 2014/15 z zespołem pożegnał się Adam Waczyński, który otrzymał szansę grania w najlepszych europejskich rozgrywkach w Hiszpanii i został jednym z najlepszych strzelców swojej drużyny. Zespół opuścił także Lance Jeter, który w lidze holenderskiej otrzymał nagrodę MVP sezonu. David Brembly z powodzeniem występował w lidze niemieckiej. Simas Buterlevicius wrócił na Litwę, a Milan Majstorović kontynuował karierę na Węgrzech.

Brązowi medaliści w większości rozjechali się w różne strony świata, a Trefl musiał budować zespół od podstaw. Kontrakty na kolejny sezon mieli podpisane Michał Michalak i Paweł Leończyk i to wokół tych dwóch graczy miał być zbudowany zespół na kolejny sezon. Leon już w poprzednich rozgrywkach dał się poznać jako zawodnik na którym zawsze można polegać i który zawsze gra na wysokim poziomie. Dla Michała Michalaka miał to być z kolei rok przełomowy i z gracza drugoplanowego miał stać się jednym z liderów.

Kibiców ucieszyła wiadomość o przedłużeniu kontraktu na kolejne dwa lata z Marcinem Stefańskim, który nadal pełnił w drużynie funkcję kapitana. Pierwszym zakontraktowanym nowym graczem był Marcin Dutkiewicz, który rozegrał bardzo dobry poprzedni sezon w Słupsku, ale niestety przerwała go kontuzja kolana. To spowodowało, że nowy nabytek Trefla stracił kilka pierwszych kolejek kolejnego sezonu. Polska część rotacji uzupełnili Sławomir Sikora, a także najzdolniejsi gracze z drużyn młodzieżowych: Grzegorz Kulka, Paweł Dzierżak oraz Artur Włodarczyk.

Ciężar zdobywania punktów miał spaść w dużym stopniu na skrzydłowego Eimantasa Bendziusa. Litwin po kilku sezonach spędzonych głównie na ławce Lietuvosu postanowił przenieść się do drużyny, w której od początku mógł liczyć na większą ilość minut spędzonych na parkiecie i sprostał wyzwaniu. Jego umiejętności i serce do gry pozwoliły mu na wywalczenie statusu jednego z liderów zespołu w tym sezonie.

Kolejnym mocnym punktem drużyny był Tautvydas Lydeka. Klub było stać w tym sezonie na podpisanie kontraktu tylko z jednym klasycznym środkowym, a zatrudniony przed rozpoczęciem sezonu DeShawn Painter się nie sprawdził. Stąd już w pierwszych tygodniach doszło do zmiany. Litwin dał drużynie możliwość gry pick’n’roll oraz zabezpieczył zespół na tablicach, a wraz z jego przyjściem zespół zaczął odnosić zwycięstwa.

Pozycję rozgrywającego także obsadzili obcokrajowcy. Pierwszym rozgrywającym ponownie został Sarunas Vasiliauskas, a na jego zmiennika wybrano Williego Kempa. Trenerzy bardziej widzieli Amerykanina na pozycji rzucającego, dlatego w lutym do zespołu dołączył także Bojan Popović, co w kluczowym momencie walki o ósemkę dało drużynie dodatkowy impuls.

W sztabie szkoleniowym doszło do dwóch ważnych zmian. Najpierw kończący karierę zawodniczą Krzysztof Roszyk zastąpił na stanowisku asystenta trenera Mariusza Niedbalskiego, a w połowie sezonu trener Niedbalski powrócił, aby zastąpić Dariusa Maskoliunasa na stanowisku pierwszego szkoleniowca. Trenerem przygotowania fizycznego nadal był Tobiasz Grzybczak, trenerem odnowy biologicznej Aleksander Walda, a kierownikiem drużyny Maciej Jeszka.

Już przygotowania do rozgrywek były mocno utrudnione. Trener Darius Maskoliunas i Sarunas Vasiliauskas do samego końca walczyli z Litwą na Mistrzostwach Świata, a Marcin Dutkiewicz kończył rehabilitację po kontuzji kolana. Przy krótkiej rotacji sopocian także starty w okresie przygotowawczym znacznie utrudniły zarówno treningi jak i rozgrywanie sparingów.

Odbiło się to także na początku rozgrywek, w których sopocianie wygrali zaledwie jedno z pięciu pierwszych spotkań. Sezon rozpoczął się dla żółto-czarnych 4 października 2014 roku w Dąbrowie Górniczej. MKS wszedł na parkiet mocno skoncentrowany, a znacznie lepsza gra Trefla po przerwie dała zwycięstwo z beniaminkiem 83:67. Niestety kolejne mecze zakończyły się porażkami. Sopocianie przegrali kolejno ze Śląskiem Wrocław, AZS Koszalin, Asseco Gdynia i KING Wilkami Morskimi Szczecin.

Na przełamanie trzeba było poczekać do listopada. Już do Szczecina zespół pojechał z Tautvydasem Lydeką, który zastąpił słabo spisującego się DeShawna Paintera, ale dopiero we Włocławku nowy nabytek Trefla zaprezentował pełnię swoich umiejętności. Zdobył 14 punktów i 12 zbiórek, a żółto-czarni rozgromili we Włocławku Anwil 87:56.

W kolejnym meczu w ERGO ARENIE Trefl nie był faworytem spotkania ze Stelmetem. Wicemistrzowie Polski narzucili wysokie tempo i próbowali złamać sopocian już w pierwszej połowie, ale seria trójek pozwoliła gospodarzom zachować nadzieję na zwycięstwo. Po zmianie stron gracze trenera Maskoliunasa poprawili obronę i zagrali konsekwentnie w ataku. Szybko wypracowali przewagę i po najlepszym meczu w sezonie pokonali zielonogórzan 81:77. Na deser Trefl udał się do Słupska, gdzie w Hali Gryfia pokonał przeżywający kryzys zespół Energii Czarnych.

Wydawało się, że dzięki tym zwycięstwom Trefl odrobił wszystkie straty z początku sezonu i złapał wiatr w żagle. Niestety w kolejnych tygodniach zaczął przeplatać dobre występy ze słabymi. Zanotował niespodziewaną porażkę na własnym parkiecie z Jeziorom Tarnobrzeg, ale za to przywiózł dwa punkty z gorącej hali w Kutnie.

O sporym pechu mógł mówić Marcin Stefański, który dwa razy pod rząd skręcił kostkę, co go wyłączyło z gry na prawie dwa miesiące. Trefl tymczasem wygrał bez większych problemów z Polskim Cukrem, ale po bardzo słabej pierwszej połowie w Radomiu, stracił szansę na zwycięstwo z Rosą. Rok zakończył się szalonym meczem z Polpharmą zakończonym wynikiem 119:115 dla sopocian po dogrywce.

Tuż po Sylwestrze żółto-czarni udali się do Zgorzelca. PGE Turów, który przeniósł się przed sezonem do nowej hali, był dotąd niepokonany w lidze. Treflowi także mało kto dawał szansę na przerwanie tej serii, szczególnie po pierwszej połowie przegranej różnicą aż 18 punktów. W drugiej połowie sopocianie zaczęli jednak rzucać do kosza rywali całymi seriami i szybko odrobili większość strat. Zachowali także więcej zimnej krwi w końcówce, a zwycięskie punkty w ostatnich sekundach zdobył Michał Michalak zapewniając drużynie zwycięstwo 104:103 i kończąc imponującą serię Mistrzów Polski.

Na półmetku rozgrywek Trefl miał bilans 9 zwycięstw i 6 porażek, gdyż na koniec pierwszej części sezonu udało się pokonać w ERGO ARENIE Wikana Start Lublin 111:94 po kolejnym dobrym występie w ataku.

Niestety tej skuteczności zabrakło w kolejnych spotkaniach, a kryzys przełożył się na pięć przegranych spotkań z rzędu. Wszystko zaczęło się od porażki po wyrównanym meczu w ERGO ARENIE z MKS Dąbrową Górniczą. Później przyszły trzy wyraźne przegrane mecze ze Śląskiem Wrocław, AZS Koszalin i w Gdyni z Asseco. Seria przedłużyła się do pięciu w kolejnym spotkaniu we własnej hali z KING Wilkami Morskimi. Po tym ostatnim spotkaniu w klubie podjęto decyzję o rozstaniu się z trenerem Dariusem Maskoliunasem, a drużynę oddano ponownie w ręce Mariusza Niedbalskiego. Przed szkoleniowcem postawiono cel awansu do play-off, które przy bilansie 9-11 nagle stało się zagrożone.

Zmiana szkoleniowca zbiegła się w czasie z przerwą na rozgrywki Pucharu Polski. W turnieju rozgrywanym w Gdyni z udziałem ośmiu najlepszych drużyn TBL, żółto-czarni zmierzyli się w ćwierćfinale z AZS Koszalin. Świetne spotkanie rozegrał Paweł Leończyk, który zaliczył 24 punkty i 6 zbiórek. Sopocianie trzy minuty przed końcem byli blisko doprowadzenia do remisu przy stanie 73:70, ale ostatecznie rywale nie pozwolili sobie odebrać wygranej. Spotkanie skończyło się przy stanie 80:75, a kontuzji doznał Marcin Dutkiewicz, który w czwartej kwarcie złamał rękę. Mimo tych okoliczności sopocianie mogli być zadowoleni ze swojej postawy, gdyż zaprezentowali się znacznie lepiej niż w poprzednich tygodniach, a sam mecz okazał się wkrótce punktem zwrotnym, który pozwolił wygrać kluczowe mecze w walce o play-off.

Pierwszy z nich został rozegrany już tydzień później w Hali 100-lecia. Anwil Włocławek był pierwszą drużyną aspirującą do wyrzucenia Trefla z ósemki. Na szczęście sopocianie już w pierwszej połowie rozstrzygnęli losy spotkania i po raz drugi w sezonie pewnie pokonali zespół z Kujaw, tym razem 72:60. Niestety ta sztuka nie udała się w kolejnych meczach ani z Energą Czarnymi, ani Stelmetem. Kolejne dwa punkty udało się wywieźć dopiero z Tarnobrzega i to pomimo kontuzji kostki Pawła Leończyka w pierwszej połowie spotkania.

Skrzydłowy Trefla nie był w stanie wystąpić także w arcyważnym meczu z Polfarmexem Kutno, kolejnym pretendentem do ćwierćfinału. Tym razem spotkanie nie ułożyło się już tak łatwo, ale konsekwentna gra w czwartej kwarcie oraz rewelacyjna postawa Sławka Sikory (17 pkt, 6 zb) pozwoliła pokonać gości 90:83. Tydzień później w Toruniu sopocianie mogli rozstrzygnąć na własną korzyść losy awansu, ale ostatecznie ulegli Polskiemu Cukrowi 85:93.

Tym samym do samego końca musieli kontrolować sytuację w tabeli i nie mogli sobie pozwolić na ani jedną wpadkę. Porażki z wyżej notowanymi drużynami z Radomia i Zgorzelca na szczęście nie mogły pokrzyżować żółto-czarnym planów, ale za to spotkania w Starogardzie Gdańskim i Lublinie trzeba było już bezwzględnie wygrać. W obu meczach Trefl zagrał z maksymalną koncentracją i w pełni kontrolował wydarzenia na boisku, pieczętując tym samym swój awans do play-off z bilansem 14 zwycięstw i 16 porażek.

W ćwierćfinale na sopocian czekali już Mistrzowie Polski ze Zgorzelca. PGE Turów od początku serii pokazał mistrzowską klasę i pewnie wygrał oba spotkania we własnej hali. Żółto-czarni próbowali się odegrać w ERGO ARENIE, ale ostatecznie sił starczyło im na wyrównaną walkę tylko w pierwszej połowie. Po zmianie stron naszpikowana gwiazdami drużyna trenera Rajkovicia zadała decydujący cios, kończąc przygodę żółto-czarnych w sezonie 2014/15.

Kolejny sukces na długiej liście dopisali sopoccy juniorzy. Trefl okazał się bezkonkurencyjny w kategorii do lat 20 pokonując w finale turnieju rozgrywanego w Gdyni Asseco. MVP turnieju otrzymał Grzegorz Kulka. Z kolei kadeci z UKS 7 Trefl Sopot wrócili z Radomia z brązowym medalem. Wszystkie drużyny sopockie ponownie zakwalifikowały się do turniejów finałowych w swoich kategoriach wiekowych.

5272960