Skład: Andrzej Adamek, Michael Ansley, Rafał Bigus, Daniel Blumczyński, Jarosław Darnikowski, Filip Dylewicz, Venson Hamilton, David Hinton, Goran Kalamiza, Dariusz Lewandowski, Darius Maskoliunas, Igor Milicic, Jerrod Mustaf, Bartosz Potulski, Piotr Szybilski, Tomasz Wilczek, Josip Vrankovic.
Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Mariusz Karol.
Zdobycie Pucharu Polski dało sopocianom klucz do europejskich pucharów. Perspektywa występów w Pucharze Koraca, a także stojąca z roku na rok na coraz wyższym poziomie organizacja klubu pozwoliły skusić do podpisania kontraktów lepszych graczy. Trener Eugeniusz Kijewski miał z czego wybierać, szczególnie, że latem 2000 roku w drużynie zaszły spore zmiany.
Po wielu latach spędzonych w Sopocie Przemysław Frasunkiewicz przeniósł się do Szczecina. Z oferty nowego kontraktu nie skorzystał Corey Louis, podobnie jak Michał Hlebowicki, który podpisał umowę w Pruszkowie. Paweł Machynia znalazł pracę w Zielonej Górze w II lidze. Tym samym w drużynie pozostali tylko Darius Maskoliunas, Daniel Blumczyński, Filip Dylewicz, Dariusz Lewandowski i Bartosz Potulski. Nowy kontrakt podpisał także Jerrod Mustaf, który jednak szybko pożegnał się z zespołem ze względu na słabą grę.
Gwiazdą drużyny został Josip Vranković, reprezentant Chorwacji i nieprzeciętny strzelec. To kolejny zawodnik, który w ciągu trzech sezonów spędzonych w Prokomie Treflu zaskarbił sobie ogromną sympatię kibiców. Z pozoru „Joke” był bardzo przewidywalny. Nie był specjalnie szybki, większość akcji kończył na lewą stronę, ale jego półhakiem nie potrafił zatrzymać żaden zawodnik w lidze. Jego firmowym zagraniem był też dwutakt z przełożeniem piłki za plecami.
Skład na obwodzie uzupełniali dwaj zawodnicy zadaniowi. Prosto z Wrocławia udało się nakłonić do przyjazdu nad morze Tomasza Wilczka oraz Andrzeja Adamka. Prawdziwym skarbem okazało się jednak zatrudnienie Piotra Szybilskiego. Reprezentant Polski w Sopocie czuł się jak ryba w wodzie i rozegrał jeden z najlepszych sezonów w karierze.
Pod koszem sopocianie mieli spory problem. Poza grającym słabo Mustafem, pokładanych w nim nadziei nie spełniał także David Hinton. Przez chwilę sopocianie flirtowali do pomysłu sprowadzenia zatrudniając Vensona Hamiltona. Wtedy plany pokrzyżowała mu kontuzja. Tym razem także nie zagrał długo miejsca i musiał opuścić Sopot. Podobnie jak Goran Kalamiza, który prowadził grę zespołu w pierwszej części sezonu.
W ich miejsce Prokom Trefl zatrudnił Igora Milicicia, Michaela Ansleya, a także wypożyczył z Śląska Rafała Bigusa. Pierwszy był uznanym w polskiej lidze rozgrywającym, którego udało się przechwycić z Polonii Warszawa. Włodarzom Prokomu Trefla wpadł już w oko sezon wcześniej, gdy prowadził grę Cersanitu Nomi Kielce. W sezonie 2000/01 podpisał kontrakt z Polonią i już w czwartej kolejce zagrał mecz w Trójmieście. Prokom Trefl ostatecznie wygrał 77:71, ale 22 punkty Milicicia zapadły wielu osobom w pamięć.
Michael Ansley to z kolei jedna z najbardziej barwnych postaci, które kiedykolwiek pojawiły się w polskiej lidze. W NBA rozegrał 149 meczów, potem grał między innymi w Turcji i w Hiszpanii. Zasłynął nie tylko ze względu na swoje ponadprzeciętne poczucie humoru, ale przede wszystkim ze względu na świetną grę. Pomimo problemów z nadwagą, w ekstraklasie ciężko było znaleźć gracza, który mógłby się z nim równać pod względem zbiórek i walki pod koszem. Swoim doświadczeniem zawsze potrafił znaleźć sposób, aby wywalczyć piłkę dla siebie.
Jednym z kluczowych graczy w tej drużynie okazał się także niespodziewanie Rafał Bigus. Środkowemu Śląska przypięto łatkę zawodnika, który spala się psychicznie w momencie pojawiania się na parkiecie. W Sopocie zupełnie się to nie potwierdziło i gdy tylko wypożyczony z Wrocławia zawodnik poczuł zaufanie ze strony trenera i dostawał dobre podania od rozgrywającego, z miejsca stał się jednym z lepszych centrów w lidze.
Sezon Prokom Trefl rozpoczynał w Hali AWFu w Gdańsku meczem o Superpuchar rozegranym 3 września 2000 roku. Było to o tyle ciekawe spotkanie, że po raz pierwszy oficjalnie rozegrane wg nowych zasad w koszykówce z podziałem meczu na cztery kwarty zamiast dwóch połów. Po emocjonującym spotkaniu lepsi okazali się Mistrzowie Polski z Wrocławia, którzy wygrali 67:66.
Swój debiut w Pucharze Koraca sopocianie zanotowali 29 września 2000 roku w meczu eliminacyjnym z niemieckim Avitos Giessen. Sopocianie dość łatwo wygrali pierwsze spotkanie z zespołem, w którym występował Michael Jordan (zbieżność nazwisk przypadkowa). W Polsce padł wynik 77:65 dla Prokomu Trefla. Rewanż okazał się większym wyzwaniem, ale pomimo porażki 74:85, to Prokom Trefl cieszył się z awansu. Sopocianie okazali się lepsi zaledwie o jeden mały punkt w dwumeczu. Znacznie mniej wymagający okazał się przeciwnik w rundzie eliminacji, Z austriackim Oberwart Gunners sopocianie już w pierwszym meczu na wyjeździe wygrali 87:72, a w rewanżu 106:55. Tym samym gracze trenera Kijewskiego zakwalifikowali się do rozgrywek grupowych.
W 1/8 finału Prokom Trefl trafił na silnego rywala z Rosji, zespół Lokomotiwu Mineralne Wody. Rosjanie wygrali we własnej hali 78:71, ale w Trójmieście to Prokom Trefl dyktował warunki wygrywając 83:68. Niestety przygoda koszykarzy w europejskich pucharach skończyła się na ćwierćfinale. Bardziej doświadczony zespół Hemofarm Vrsac wygrał już pierwszy mecz w Trójmieście 64:59, a w rewanżu kontrolował sytuację i wygrał 70:54. Pomimo porażki, sezon w Europie zakończył się dla sopocian sukcesem.
W rozgrywkach ligowych celem był upragniony awans do fazy play-off. Gracze Prokomu Trefla od początku sezonu chcieli zapewnić sobie przewagę z pierwszych sześciu spotkań wygrali pięć. Na półmetku sezonu zasadniczego bilans nie był już jednak tak okazaly i wyniósł 9 zwycięstw i 5 porażek, a mógł być nawet gorszy, gdyby nie bardzo dobra gra Igora Milicicia w końcówkach meczów z Legią w Sopocie i Stalą w Ostrowie Wlkp.
W rundzie rewanżowej po wzmocnieniach i zgraniu nowych zawodników z resztą zespołu, sopocianie grali już dużo lepiej. W pewnym momencie zanotowali nawet serię sześciu meczów bez porażki. Pokonali między innymi Anwil Włocławek 84:65 na własnym parkiecie, a także wywieźli cenne punkty ze Stargardu Szczecińskiego. Po 28 kolejkach uplasowali się ostatecznie na czwartym miejscu z bilansem 19 zwycięstw i 9 porażek. Dzięki temu mieli przewagę własnego parkietu w pierwszej rundzie play-off.
Przez pierwszą rundę sopocianie przebrnęli bez porażki, ale i nie bez problemów. W porę zdążył się wyleczyć Josip Vranković, który zdobył 27 punktów w meczu otwierającym serię, zakończonym zwycięstwem Prokomu Trefla 82:80. Drugie spotkanie gracze trenera Kijewskiego wygrali 75:67. Po trzech kwartach wyjazdowego, trzeciego meczu, wydawało się, że losy rywalizacji są już rozstrzygnięte, ale Gospodarze zdołali prawie w całości zniwelować 17 punktów straty. Skończyło się jednak na strachu i zwycięstwie 75:73.
Na drodze do finału stanął Zepter Śląsk Wrocław. Niestety, osłabieni pod koszem sopocianie – bez kontuzjowanego Piotra Szybilskiego i nieobecnego z powodu formalności transferowych Rafała Bigusa (klauzula w kontrakcie nie pozwalała mu wystąpić w meczach przeciwko drużynie, z której został do Sopotu wypożyczony) nie byli w stanie przeciwstawić się wielokrotnym mistrzom Polski. Zdołali jednak napsuć Mistrzom Polski strachu we Wrocławiu (73:69, 82:94). W Trójmieście brak doświadczenia okazał się przeważający i po porażce 62:75 rywale cieszyli się z awansu.
W serii o 3. miejsce Prokom Trefl pokonał Hoop Pruszków 3:1. Wypoczęty Rafał Bigus był nie do zatrzymania pod tablicami, a kolejne świetne mecze rozgrywał Josip Vranković. Sopocianie nie dali się zaskoczyć we własnej hali i po wygranych 76:71 oraz 72:70, jechali do Pruszkowa zakończyć serię. Pierwsze podejście zakończyło się niepowodzeniem (84:86), a rywale zdołali przedłużyć rywalizację do czwartego meczu. 13 maja 2001 roku wygrali jednak 73:67 i tym samym wywalczyli pierwszy w historii klubu medal – brązowy.
Drużyna z Pruszkowa nie miała zresztą w tym sezonie szczęścia do sopocian, z którymi przegrała także w finale Pucharu Polski. W turnieju Final Four w Słupsku Prokom Trefl pokonał gospodarzy w półfinale 76:73 i pruszkowian 81:72 w finale. Tym samym drużyna obroniła trofeum zdobyte rok wcześniej.
Skład: Igor Milicic, Alan Gregov, Petr Welsch, Bartosz Potulski, Darius Maskoliunas, Daniel Blumczyński, Josip Vrankovic, Dragan Markovic, Tomasz Wilczek, Gary Alexander, Michael Ansley, Tomasz Jankowski, Filip Dylewicz, Piotr Szybilski, Joe McNaull.
Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Mariusz Karol.
Był to jeden z najlepszych i najstabilniejszych sezonów w historii klubu. Po zdobyciu brązowego medalu, włodarze Prokomu Trefla stanęli przed trudnym zadaniem utrzymania podstawowego składu. Udało się to wykonać praktycznie w stu procentach, a nowi gracze wzmocnili drużynę na tyle, że udało się zakończyć rozgrywki kolejnym sukcesem. Sopocianie po raz drugi z rzędu zagrali także w Pucharze Koraca. Trenerem po raz kolejny został Eugeniusz Kijewski, a jego asystentem nadal był Mariusz Karol.
W drużynie udało się zatrzymać Josipa Vrankovicia, Michaela Ansleya, Dariusa Maskoliunasa, Igora Milicicia oraz Piotra Szybilskiego, czyli praktycznie wszystkich najlepszych zawodników z poprzednich rozgrywek. Jedynie Rafał Bigus powrócił do Wrocławia, po tym jak zakończył mu się okres wypożyczenia. Cennymi zmiennikami byli nadal Daniel Blumczyński oraz Tomasz Wilczek, a coraz większą rolę w drużynie odgrywał Filip Dylewicz.
Największym wzmocnieniem w nowym zespole był Joe McNaull. Amerykanin z polskim paszportem przeniósł się do Sopotu z mistrzowskiej drużyny z Wrocławia, co było jednym z największych hitów okresu transferowego. Popularny „Józek” idealnie pasował do taktyki Prokomu Trefla i choć problemy ze zdrowiem wykluczyły go z decydującej fazy rozgrywek i tak miał bardzo duży wkład w ostateczny sukces. Amerykanin był też jednym z ulubieńców publiczności.
Sopocianie postarali się o jeszcze jedno solidne wzmocnienie pod koszem. Z Włocławka po sześciu latach spędzonych w Nobilesie postanowił wyjechać Tomasz Jankowski. Silny skrzydłowy reprezentacji Polski podpisał dwuletni kontrakt z drużyną Prokomu Trefla i był cennym wzmocnieniem drużyny pod koszem. Jego znakiem rozpoznawczym był nietypowy rzut za trzy punkty, wykonywany zza pleców.
Skład uzupełniali gracze bałkańscy Dragan Marković i Alan Gregov. Pierwszy był typowym strzelcem i specjalistą od rzutów za trzy punkty, sprowadzonym z Partizana Belgrad. Drugi to znany w polskiej lidze rozgrywający, który zastąpił w drużynie reprezentanta Czech, Petra Welscha, który nie sprawdził się w Sopocie.
W czasie rozgrywek klub postarał się także o spektakularny powrót. Jako, że Piotr Szybilski przez cały czas nie był w stanie wrócić do formy z poprzednich rozgrywek, klub wypożyczył go do Śląska, a w jego miejsce do Sopotu ponownie powołany został Gary Alexander. Amerykanin nie był już tak dominującym zawodnikiem jak w debiutanckim sezonie Trefla, ale razem z Michaelem Ansleyem tworzyli najpotężniejszy duet graczy podkoszowych w lidze.
Sezon tradycyjnie rozpoczął się meczem o Superpuchar. Gospodarzem byli Mistrzowie Polski z Wrocławia, ale nie przeszkodziło to graczom trenera Kijewskiego w rozgromieniu rywali 101:74. Szokowały rozmiary zwycięstwa, zważywszy na fakt, iż we wrocławskiej kadrze były takie nazwiska jak Michael Hawkins, Gintaras Einikis czy Andrej Fetisov. Sopocianie udowodnili jednak, że są doskonale przygotowani do sezonu i że zamierzają ponownie walczyć w sezonie 2001/02 o medal. Pierwszy w historii Superpuchar sopocianie wygrali 16 września 2001 roku, rewanżując się rywalom za porażkę rok wcześniej.
Dobrą formę z Superpucharu koszykarze potwierdzili od pierwszych spotkań w rozgrywkach ligowych i europejskich. Drugi występ w Pucharze Koraca sopocianie rozpoczęli w rundzie wstępnej, gdzie ich rywalem był czeski zespół BVV Brno. Prokom Trefl awans praktycznie zapewnił sobie w meczu wyjazdowym, który wygrał 103:84. Spotkanie w Sopocie zakończyło się pogromem 105:60.
Gracze trenera Kijewskiego jak burza przebrnęli także przez fazę grupową. Rywalami w grupie G były zespoły Mlekarna Kunin (Czechy), Eurasa Jekaterynburg (Rosja) oraz Pivovarna Lasko (Słowenia). W pierwszych dwóch kolejkach Prokom Trefl grał na wyjeździe, ale z podróży wrócił z kompletem punktów po zwycięstwach w Nowym Jicinie 96:88 oraz Jekaterynburgu 87:81. Trzy kolejne mecze odbyły się już w Hali 100-lecia i wszystkie zakończyły się wysokimi zwycięstwami 99:79 z Pivovarna, 107:89 z Mlekarna i 104:72 z Eurassem. Po pięciu wygranych z rzędu, ostatni mecz w Słowenii (przegrany 78:86) nie miał już znaczenia dla ostatecznej kolejności. Prokom Trefl wygrał grupę z bilansem 5-1.
Dobra passa trwała także w 1/8 finału, gdzie rywalem sopocian był mistrz Węgier, KK Kaposvar. W meczu wyjazdowym formą błysnęli Dragan Marković i Alan Gregov, którzy poprowadzili zespół do zwycięstwa 88:78. Mecz rewanżowy był bardziej wyrównany, a wygraną bardzo skutecznie bronili zaliczki z Węgier i wygrali 98:95. Awans opłacił się jednak stratą do końca sezonu Joe McNaulla, który doznał poważnej kontuzji kolana.
W ćwierćfinale los znów złączył ścieżki Prokomu Trefla z Lokomotiwem Mineralne Vody, z którym rok wcześniej polski zespół wygrał w 1/8 finału. Tym razem górą byli Rosjanie, którzy już pierwsze spotkanie wygrali 87:74. Mało kto spodziewał się jednak pogromu w rewanżu. Goście wygrali 93:66, a bohaterem dwumeczu był nie kto inny jak Goran Jagodnik, który tego lata odrzucił ofertę włodarzy sopockiej drużyny, że w kolejnym sezonie podpisał kontrakt w Sopocie. Przygoda w europejskich pucharach po raz drugi zakończyła się na ćwierćfinale.
Na krajowych boiskach sopocianie także od początku radzili sobie bardzo dobrze. Sezon rozpoczął się 20 września 2001 roku meczem z Legią Warszawa, wygranym 94:85. Prokom Trefl zaczął rozgrywki od serii sześciu spotkań bez porażki, wygrywając po drodze po zaciętym meczu z Anwilem 88:87 w Hali 100-lecia. Pierwszej porażki doznał dopiero w siódmym meczu we Wrocławiu, gdzie gospodarze wygrali 84:82 po punktach w końcówce Gintarasa Einikisa. Na półmetku rozgrywek sopocianie wraz z wrocławianami zajmowali fotel lidera z bilansem 10 zwycięstw i jednej porażki.
Runda rewanżowa była dla graczy trenera Kijewskiego równie udana. Co prawda w czternastej kolejce nie udało się wygrać we Włocławku, a w dziewiętnastej sopocianie niespodziewanie przegrali w Stargardzie Szczecińskim, ale były to jedyne porażki w rundzie rewanżowej. Udało się za to pokonać w Hali 100-lecia Ideę Śląsk Wrocław 86:79, czy Degustę Stalą Ostrów Wlkp. 97:84. Po 22 kolejkach Prokom Trefl zajmował pierwsze miejsce w tabeli z bilansem 19-3 i trzema punktami przewagi nad resztą stawki.
Tuż przed przed zamknięciem okienka transferowego Gary Alexander zastąpił Piotra Szybilskiego, a tuż po zamknięciu okienka, kontuzji doznał Joe McNaull. To całkowicie wybiło sopocian z rytmu. Dwie porażki we własnej hali z Anwilem (73:78) i Ideą Śląskiem (66:68) już na starcie spowodowały, że przewaga wypracowana w sezonie zasadniczym została zniwelowana. W drugiej rundzie sopocianie wygrali zaledwie trzy z dziesięciu spotkań i szczęśliwie zakończyli zmagania na drugim miejscu z bilansem 22-10.
Długi i ciężki sezon dał o sobie znać już od pierwszych meczów play-off. Po dwóch spokojnych zwycięstwach z Legią 78:70 i 115:69, Prokom Trefl pojechał na mecze rewanżowe do stolicy bez kontuzjowanego Josipa Vrankovicia. Bez swojego lidera, sopocianie przegrali oba spotkania 75:87 oraz 65:71 i losy awansu rozstrzygnął maj piąty mecz w Sopocie. Chorwat wrócił już do gry i pomógł drużynie odnieść zwycięstwo 82:72.
Półfinał z Anwilem był jednym z najbardziej pamiętnych w historii klubu. Włocławianie mieli bardzo silny zespół z Aleksandrem Kulem, Ebon O’Bannonem i Armandsen Skele na czele. Udowodnili to już w pierwszym spotkaniu, wygrywając w Hali 100-lecia 78:69. Sopocianie wygrali drugi mecz 88:83, ale w meczu rewanżowym we Włocławku byli w bardzo trudnej sytuacji. Ta się jeszcze pogorszyła po trzecim meczu, przegranym wysoko 64:86.
Czwarty mecz rozegrano 5 maja 2002 roku. W połowie trzeciej kwarty wydawało się, że Prokom Trefl może się pożegnać z marzeniami o finale, gdyż przegrywał już różnicą 15 punktów. Trener Eugeniusz Kijewski na parkiet wpuścił jednak Tomasza Wilczka, który w końcówki odstępu czasu trafił trzy trójki. To poderwało sopocian do walki i pozwoliło zniwelować straty. W nerwowej końcówce Alan Gregov miał okazję rozstrzygnąć losy meczu, ale wykorzystał tylko jeden rzut wolny doprowadzając do dogrywki. W niej bezbłędny był Igor Milicić, który w końcówce zapewnił Prokomowi Trefl zwycięstwo 83:79 i wyrównanie w serii.
Następnego dnia już o czwartej rano kibice zaczęli ustawiać się w kolejce po bilety na decydujący mecz w Hali 100-lecia. Obiekt przy ulicy Goyki pękał w szwach, a atmosfera na trybunach była gorąca jak nigdy. Cichym bohaterem całej serii był Tomasz Jankowski, który ze względu na kontuzje graczy podkoszowych, musiał się momentami mierzyć ze znacznie wyższym Aleksandrem Kulem. Kluczem do zwycięstwa okazał się system obrony polegający na podwajaniu zagrania gracza Anwilu. W końcówce piątego meczu „Jankes” trafił dwa razy za trzy punkty pieczętując zwycięstwo 81:69. Swoją radość z pokonania byłego klubu celebrował wskakując na bandy reklamowe przy parkiecie.
W pierwszym w historii klubu finale, sopocianie nie mieli już wystarczająco sił i graczy, aby móc nawiązać walkę o złoto. Kontuzja kostki Josipa Vrankovicia, nie wyeliminowała go co prawda z gry, ale dokuczała mu we wszystkich meczach. Ogromna determinacja Chorwata pozwoliła mu poprowadzić zespół do honorowego zwycięstwa w trzecim meczu 86:81. Wcześniej sopocianie przegrali dwa mecze we Wrocławiu 71:84 i 71:75. W czwartym meczu rozgrywanym w Hali 100-lecia kibice wierzyli jeszcze w wyrównanie serii, ale goście podrażnieni wcześniejszą porażką wygrali 75:61. Piąte spotkanie w Hali Mistrzów było już formalnością. Gospodarze po zwycięstwie 101:79 mogli świętować kolejne Mistrzostwo Polski. Dla Prokomu Trefla srebro było jednak ogromnym sukcesem, biorąc pod uwagę przeszkody, jakie zespół napotkał w drodze po medal.
Skład: Drew Barry, Jacek Krzykała, Darius Maskoliunas, Daniel Blumczyński, Josip Vrankovic, Goran Jagodnik, Dragan Markovic, Tomasz Wilczek, Tomas Masiulis, Filip Dylewicz, Tomasz Jankowski, Todd Fuller, Jiri Zidek, Joseph McNaull.
Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Ryszard Poznański.
Latem 2002 roku budowa składu przebiegła wyjątkowo sprawnie. Podczas gdy większość klubów miała dopiero zabierać się za zakupy, Prokom Trefl kończył kompletowanie składu. Drużynę tradycyjnie już oddano w ręce trenera Eugeniusza Kijewskiego, a jego asystentem został Ryszard Poznański. Sukces odniesiony w poprzednich rozgrywkach spowodował, że skład z poprzedniego sezonu wymagał jedynie kilku wzmocnień, aby ponownie móc włączyć się w walkę o Mistrzostwo Polski.
Część zawodników miała już podpisane umowy na kolejny sezon, inni bez wahania je przedłużyli. W efekcie liderzy drużyny pozostali w Sopocie, a kibice nadal mogli podziwiać akcje wracającego po kontuzji Joe McNaulla, Josipa Vrankovicia, Dariusa Maskoliunasa, czy Dragana Markovicia. W Trójmieście pozostali także dwaj cenieni zadaniowi gracze, Tomasz Wilczek i Daniel Blumczyński. Filip Dylewicz co prawda rozgrywki rozpoczął w Prokomie Treflu, ale w połowie sezonu został wypożyczony do Old Spice Pruszków, gdzie miał gwarantowaną większą liczbę minut i możliwość nabrania doświadczenia.
Z ważnych graczy w drużynie, nowej umowy nie zaproponowano tylko Igorowi Miliciciowi, gdyż w klubie uznano, że potrzebny jest lepszy rozgrywający. Wybór padł na Drew Barry’ego, jednego z synów legendy NBA, Ricka Barry’ego. Amerykanin także grał w najlepszej lidze świata, ale nie zrobił tam wielkiej kariery. W Sopocie miał tak wielu zwolenników jak i przeciwników. Potrafił bowiem bardzo efektywnie rozgrywać ataki i podawać do kolegów z drużyny, ale popełniał przy tym stylu gry sporo strat i był kiepskim obrońcą. Jego zmiennikiem był sprowadzony z Wrocławia Jacek Krzykała.
Nauczony doświadczeniem poprzedniego sezonu, klub zainwestował w zawodników podkoszowych. Kontrakt z Prokomem Trefl podpisał najsłynniejszy czeski koszykarz, Jiri Zidek. Mierzący 213 cm wzrostu potężny center, także grał w NBA, ale największy sukces odniósł w Europie, gdy razem z Žalgirisem zdobywał Mistrzostwo Euroligi. Z tamtego okresu znał się resztą obcokrajowców z Dariusem Maskoliunasem. W Sopocie jednak rozczarował. Grał nierówno i przegrywał rywalizację w pierwszej piątce z Joe McNaulem. Biorąc pod uwagę, że na Czecha nie zawsze można było liczyć, przed zamknięciem okienka transferowego pod koszem zakontraktowano także Todda Fullera.
Znacznie cenniejszym nabytkiem okazał się Tomas Masiulis. To kolejny nabytek z byłego mistrzowskiego składu Žalgirisu, który do Prokomu Trefla przeniósł się z ligi włoskiej. Reprezentant Litwy okazał się bardzo walecznym graczem, który bardzo profesjonalnie podchodził do swoich zadań. W ataku punkty zdobywał głównie spod samego kosza po dobitkach, choć potrafił także przymierzyć z dystansu. Przez kilka kolejnych sezonów był podstawowym zawodnikiem od czarnej roboty na parkiecie, czym zasłużył sobie na szacunek kibiców.
Trzecim wielkim ruchem transferowym i zarazem najważniejszym, było ściągnięcie Gorana Jagodnika. Słoweniec włodarzom sopockiej drużyny wpadł w oko w ćwierćfinale Pucharu Koraca, w czasie meczów z rosyjskim Lokomotiwem Mineralne Vody. Nowy skrzydłowy Prokomu Trefla był graczem kompletnym. Potrafił grać zarówno na obwodzie, jak i pod koszem, potrafił świetnie zbierać oraz pod względem warunków fizycznych nie miał równych na swojej pozycji. Do tego miał charakter typowego wojownika, który nigdy nie odpuszczał i za wszelką cenę chciał wygrywać.
Wicemistrzom Polski przysługiwało miejsce w nowych rozgrywkach europejskich, które nazwano Pucharem Mistrzów FIBA. Prokom Trefl trafił do grupy C w Konferencji Północnej, gdzie zmierzył się z Skonto Ryga (Łotwa), Avtodor Saratov (Rosja), Mlekarna Kunin (Czechy), BDF Grodno 93 (Białoruś) oraz Alita Alytus (Litwa). Przez fazę grupową przebrnął bez porażki, wygrywając dziesięć spotkań z rzędu średnio różnicą ponad 20 punktów. Najwyższe zwycięstwo sopocianie odnieśli w meczu w Hali 100-lecia z Avtodorem, wygrywając 110:68. Najniższe zwycięstwo miało miejsce w Rydze 97:83.
Zanim drużyny przystąpiły do kolejnej fazy rozgrywek, w Wilnie odbył się turniej Final Four Konferencji Północnej. Miał on znaczenie wyłącznie prestiżowe i nie wpływał w żaden sposób na kolejną fazę rywalizacji. Oprócz Prokomu Trefla, wzięły w nim udział zespoły Anwilu Włocławek, Uniksu Kazań (Rosja), Lietuvas Rytas Wilno (Litwa). W półfinale sopocianie zmierzyli się z Uniksem Kazań i przegrali 80:114. W meczu o trzecie miejsce lepszy okazał się z kolei Anwil, który wygrał 78:65.
W fazie ogólnoeuropejskiej gracze trenera Kijewskiego trafili do grupy C, gdzie ich rywalami były zespoły BC Ourense (Hiszpania), EiffelTowers Nijmegen (Holandia) i BK Ventspils (Łotwa). Pierwszy mecz rozegrali we własnej hali z ekipą Hiszpanów 72:48. Bez szans pozostawili także EiffelTowers, wygrywając w Holandii 94:85. Porażka na Łotwie z Ventspils 81:97 ostudziła nieco nadzieje na wygranie grupy, ale na szczęście była to jedyna porażka w tej fazie rozgrywek. Kolejne trzy zwycięstwa z Ourense 82:64, EiffelTowers 87:86 oraz Ventspils 83:81 dały drużynie ostatecznie pierwsze miejsce i awans do ćwierćfinału.
Rywalem w kolejnej fazie rozgrywek byli pogromcy Anwilu Włocławek, JDA Dijon (Francja). W składzie tego zespołu znajdowali się dwaj Polacy, Radosław Hyży i Piotr Ignatowicz. Sopocianie świetnie zagrali w meczu wyjazdowym wygrywając 74:70. W rewanżu byli jeszcze lepsi i już do przerwy mieli prawie 20 punktów przewagi. Ostatecznie wygrali 103:87. Tym samym znaleźli się w najlepszej czwórce całych rozgrywek.
Final Four rozegrano w Salonikach. Oprócz sopocian, zagrali w nim także Aris Saloniki (Grecja), Hemofarm Vrsac (Serbia i Czarnogóra) i Ventspils (Łotwa). W półfinale Prokom Trefl po raz trzeci w tym sezonie trafili na BK Ventspils. Tym razem zwycięstwo przyszło nadzwyczaj łatwo. Po 20 minutach sopocianie mieli 12 punktów przewagi. Do końca meczu prawie podwoili tę zaliczkę kończąc mecz wynikiem 79:57.
Wielki finał, rozegrany 4 maja 2003 roku przyniósł nie tylko wielkie emocje, ale i wielkie kontrowersje. Prokom Trefl grał w nim z gospodarzami turnieju i musiał w nim walczyć nie tylko z zespołem Arisu, ale i z 5 tysiącami fanatycznych greckich kibiców. W końcówce trzeciej kwarty gracze trenera Kijewskiego prowadzili już różnicą 11 punktów. Nie do zatrzymania był jednak Willie Solomon, który zdołał wyprowadzić zespół na prowadzenie 81:80 w ostatniej minucie.
Sześć sekund przed końcem meczu trafieniem za trzy punkty popisał się Darius Maskoliunas i wydawało się, że puchar pojedzie do Polski. Faulowany Willie Solomon trafił jeden wolny, a drugi celowo przestrzelił. Sopocianie popełnili błąd przy zastawieniu, a Miroslav Rajcević dobił piłkę po niecelnym rzucie kolegi. Grecy prowadzili 84:83, a parkiet zapełnił się kibicami świętującymi zwycięstwo.
Sopocianie mieli jednak jeszcze 1,5 sekundy na odpowiedź. Po kilku minutach parkiet oczyszczono z kibiców. Dragan Marković przerzucił piłkę przez cały parkiet do Tomasa Masiulisa. Litwin był faulowany przy próbie rzutu, ale sędziowie nie zdecydowali się użyć gwizdka. Kontrowersyjna decyzja było zresztą w tym meczu znacznie więcej. 32 punkty dla zwycięzców zdobył Willie Solomon, a 25 punktów dla Prokomu Trefla rzucił Dragan Marković. Drugie miejsce pozostawiło pewien niedosyt, ale i tak było jednym z największych sukcesów w historii polskiej koszykówki.
Na ligowych parkietach od początku sezonu Prokom Trefl pokazywał ogromną determinację, co przekładało się na wysokie zwycięstwa. Sezon dla sopocian tym razem zaczynał się na wyjeździe. 21 września 2002 roku rywalem w Lublinie był miejscowy Start. Wicemistrzowie Polski wygrali to spotkanie 90:73. Pierwsza porażka miała miejsce w piątej kolejce we Włocławku. Gospodarze wygrali 95:80.
Jak się później okazało, był to jedyny przegrany mecz sopocian w pierwszym etapie rozgrywek, którzy od szóstej kolejki wygrali aż 20 spotkań pod rząd! Najcenniejsze zwycięstwo odniesione nad aktualnymi jeszcze Mistrzami Polski we Wrocławiu 95:92. Po 22 kolejkach sopocianie prowadzili w tabeli z bilansem 21:1. Bardzo dobrze wypadli także w rewanżowym meczu z Anwilem Włocławek, wygrywając we własnej hali 86:73.
Niespodziewana porażka przyszła w 23. kolejce, w której gracze trenera Kijewskiego podejmowali w Hali 100-lecia Ideę Śląsk Wrocław. Goście wzięli rewanż za przegraną z pierwszego etapu wygrywając 85:82 i przerwały serię zwycięstw sopocian. Dwukrotnymi pogromcami Prokomu Trefla okazali się za to koszykarze Polonii, którzy we własnej hali wygrali, 99:93, a na wyjeździe 79:78.
Drugi etap rozgrywek był jednak dla wicemistrzów Polski bardzo udany. Po zaciętym meczu udało się zdobyć Halę Mistrzów we Włocławku i wygrać 75:71. To spotkanie praktycznie rozstrzygnęło losy pierwszego miejsca w tabeli. Zacięty mecz po raz kolejny obejrzeli także kibice we Wrocławiu, gdzie w meczu wymagającym dogrywki wynik spotkania rozstrzygnął rzut za trzy punkty Gorana Jagodnika. Sopocianie wygrali 71:70. Ostatecznie osiągnęli imponujący bilans 28 zwycięstw i 4 porażek.
Prokom Trefl jako jedyny musiał praktycznie do końca sezonu godzić rozgrywki pucharowe z ligowymi. Z tego powodu, pierwsza runda play-off z Komfortem Stargard Szczeciński została przeniesiona na późniejszy termin. Po powrocie z Salonik, sopocianie szybko rozprawili się jednak z rywalem 3:0, wygrywając kolejno 77:70, 86:51 i 88:67.
Długi sezon dał o sobie znać w półfinale. Dodatkowo Polonia była bardzo niewygodnym przeciwnikiem dla sopocian. Nikt się jednak nie spodziewał, że gracze trenera Kamińskiego dwukrotnie wygrają w Hali 100-lecia 85:77 oraz 76:75. Prokom Trefl znalazł się pod bramką, ale potrafił wyjść z opresji w meczach rewanżowych. W trzecim meczu wygrał 97:86, a w czwartym 89:74. Piąte spotkanie było już tylko formalnością i zakończyło się zwycięstwem 80:69. Półfinał z Polonią był jednak jednym z najtrudniejszych i najbardziej dramatycznych w historii klubu.
Emocji nie brakowało także w finale. Sopocianie mieli przewagę własnego parkietu, ale stracili ją już w pierwszym meczu, przegrywając z Anwilem 65:66. Punkty na wagę zwycięstwa zza linii 6,25 m zdobył Jeff Nordgaard. Jak się później okazało, był to kluczowy mecz dla całej rywalizacji. Bohaterem drugiego meczu został Jiri Zidek, który pierwsze spotkanie oglądał z trybun, gdyż nie mieścił się w składzie meczowym. Zastąpił kontuzjowanego Joe McNaulla i zdobył 19 punktów, prowadząc drużynę do zwycięstwa 70:59.
Trzecie spotkanie sopocianom zupełnie nie wyszło. Rywale kontrolowali wynik meczu praktycznie przez czterdzieści minut i wygrali pewnie 73:61. Niespodziewanie łatwo przyszło za to sopocianom zwycięstwo w meczu numer cztery. Świetnie grał Joe McNaull i Goran Jagodnik, którzy razem zdobyli 39 punktów. Prokom Trefl wygrał 86:72 i wyrównał stan rywalizacji na 2:2. Kiedy wszystko wskazywało na to, że sopocianie są na dobrej drodze do zdobycia pierwszego mistrzowskiego tytułu, Anwil Włocławek, wygrywając szósty mecz w Sopocie 59:69.
Przed szóstym spotkaniem Włocławek był już gotowy na świętowanie. Gracze trenera Kijewskiego robili jednak wszystko co w ich mocy, aby odłożyć dekorację do siódmego spotkania. W czwartej kwarcie prowadzili już nawet 12 punktami. Końcówka należała jednak do gospodarzy, a w szczególności do Krisa Langa, który przyczynił się do odrobienia strat. 1,5 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry na tablicy był remis. Prokom Trefl miał więc szansę na przeprowadzenie zwycięskiej akcji. Piłkę z boku wybijał Dragan Marković i wyrzucił ją idealnie nad obręcz do Joe McNaulla. Amerykanin był bardzo bliski zdobycia zwycięskich punktów, ale piłka w ostatniej chwili wyślizgnęła mu się z rąk. W dogrywce gospodarze nie dali już sobie odebrać zwycięstwa. Nie pomogły 32 punkty Gorana Jagodnika.
Sezon 2002/03 zakończył się więc rozczarowaniem z powodu zdobycia srebrnego medalu w rozgrywkach krajowych i sukcesem jakim było wywalczenie drugiego miejsca w europejskich pucharach.
Skład: Jermaine Boyette, Travis Conlan, Filip Dylewicz, Gintaras Einikis, Goran Jagodnik, Dusan Jelic, Dragan Markovic, Tomas Masiulis, Darius Maskoliunas, Mark Miller, Piotr Moreń, Tomas Pacesas, Andrzej Pluta, Mirosław Radosevic, Mariusz Redek, Kebu Stewart, Tomasz Świętoński, Denis Vrsaljko.
Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Jacek Winnicki.
To był jeden z bardziej burzliwych sezonów w Sopocie. Po porażce w finale z Anwilem w klubie zdecydowano się na poważne zmiany w składzie. Stanowisko utrzymał co prawda trener Eugeniusz Kijewski, ale jego nowym asystentem został Jacek Winnicki, a z zespołem pożegnało się kilku bardzo ważnych zawodników. Letnie transfery nie do końca się udały, dlatego przez skład przewinęło się w sumie 18 koszykarzy. Kto by się spodziewał, że to właśnie w tym sezonie Prokom Trefl sięgnie po pierwsze złoto?
Przegrana seria z Anwilem skończyła w Prokomie Treflu pewien etap. Z drużyną pożegnali się zawodnicy do dziś uznawani za ikony sopockiego klubu: Josip Vranković i Darius Maskoliunas (ten drugi powrócił do zespołu w grudniu). Na przedłużenie umów nie mogli także liczyć Joe McNaull, Jiri Zidek, Drew Barry oraz wszyscy Polacy. To oznaczało bardzo dużą przebudowę składu, a jednym z założeń było odmłodzenie drużyny.
Na szczęście sezon wcześniej zadbano o to, aby kontrakty Gorana Jagodnika, Dragana Markovicia i Tomasa Masiulisa trwały dłużej i cała trójka pozostała w Sopocie w sezonie 2003/04. Z wypożyczenia z Pruszkowa powrócił z kolei Filip Dylewicz, który w nowej drużynie Prokomu Trefla miał odgrywać większą rolę, a z zespołu rezerw drużynę mieli wspierać Piotr Moreni i Mariusz Redek.
Pierwszymi wzmocnieniami przed sezonem byli Tomas Pacesas i Andrzej Pluta. Obaj w dużym stopniu przyczynili się do porażki sopocian w finale, dlatego trener Eugeniusz Kijewski uznał, że w kolejnych rozgrywkach warto ich mieć po swojej stronie, gdyż tacy transfery nie tylko wzmacniają jego drużynę, ale zarazem osłabiają rywali.
Pod koszem pierwsze skrzypce miał odgrywać litewski środkowy Gintaras Einikis, który wcześniej zaliczył średnio udany epizod w Śląsku Wrocław. W Prokomie Treflu przez większość sezonu grał bardzo nierówno i często rozczarowywał, ale w finale pokazał klasę i nie miał sobie równych. Jego charakterystyczne rzuty hakiem do dzisiaj przywołują wspomnienia w dyskusjach kibiców. Bez niego sopocianie mogliby nie wywalczyć tytułu mistrzowskiego.
Niestety kolejne transfery przysporzyły sopocianom mniejszych, lub większych problemów. Michał Michałow nie przeszedł nawet testów medycznych, Miroslav Radosevic ukrył przed klubem operację kręgosłupa i gdy tylko kontuzja zaczęła o sobie znów dawać znać opuścił Sopot, z Travisem Conlanem i Kebu Stewartem było podobnie pozostawiając, a Jermaine Boyette i Denis Vrsaljko nie spełnili oczekiwań na parkiecie.
Prawdziwym strzałem w dziesiątkę okazało się za to zatrudnienie Marka Millera już w trakcie sezonu. Amerykanin mierzył zaledwie 188 cm wzrostu, ale dzięki nieprzeciętnej skoczności od pierwszych spotkań zachwycał kibiców swoimi efektownymi wsadami. Jego atutem była też szybkość i to prawdopodobnie te dwa elementy spowodowały, że szybko stał się jednym z ulubieńców publiczności oraz jednym z najefektowniejszych zawodników w historii klubu. Drużynę Prokomu Trefla reprezentował w dwóch sezonach.
W trakcie rozgrywek do drużyny dołączył także Dusan Jelić, który miał wspomóc w walce podkoszowej Gintarasa Einikisa. Do zespołu, ku radości kibiców, powrócił również Darius Maskoliunas. Litwin spędził kilka miesięcy w Grecji, ale tuż po nowym roku znów założył żółto-czarną koszulkę Prokomu Trefla i w Sopocie zakończył swoją karierę zawodnika przed kolejnym sezonem. Było to zarazem ostatnie wzmocnienie mistrzowskiej jak się później okazało drużyny.
W sezonie 2003/04 sopocianie stanęli przed nowym wyzwaniem w europejskich pucharach. Wicemistrzostwo Polski zapewniło klubowi miejsce w Pucharze Uleb, nazywanym często zapleczem Euroligi. Prokom Trefl trafił do grupy F, gdzie jego rywalami byli Lietuvos Rytas Wilno (Litwa), Cholet Basket (Francja), Ionikos Ateny (Grecja), Croatia Split (Chorwacja) oraz Brighton Bears (Anglia).
Już pierwsza kolejka zmagań, rozegrana 11 listopada 2003 roku przyniosła ogromne emocje. Prokom Trefl do ostatnich sekund walczył w Wilnie z naszpikowanym gwiazdami Lietuvosem Rytas, ale ostatecznie przegrał 67:70. Była to jedyna porażka sopocian w pierwszej rundzie zmagań. Pozostałe spotkania koszykarze trenera Eugeniusza Kijewskiego kończyli efektownymi dwucyfrowymi zwycięstwami.
Rundę rewanżową sopocianie rozpoczęli od rewanżu na Lietuvosie Rytas, wygrywając 74:61 po jednym z najlepszych spotkań w sezonie. Porażkami zakończyły się za to wyjazdy do Francji i Chorwacji. Ta ostatnia przegrana kosztowała Prokom Trefl pierwsze miejsce w grupie. Z bilansem siedmiu zwycięstw i trzech porażek sopocianie do play-off przystąpili z drugiego miejsca w grupie.
W 1/8 finału sopocianie zmierzyli się z Hapoelem Jerozolima. Po pierwszym, wyjazdowym meczu, przegranym 67:77, Prokom Trefl był w bardzo trudnej sytuacji, ale wytrzymał presję i po fantastycznej pierwszej połowie meczu rewanżowego, wygrali 51:34 by jedną nogą w ćwierćfinale. W drugiej połowie koszykarze z Izraela rzucili się do walki ale sopocianie wytrzymali napór, który praktycznie w całości potrafili odebrać straty. Koszykarze trenera Kijewskiego wygrali co prawda 86:82, ale do awansu to nie wystarczyło i 17 lutego 2004 roku zakończyli swoją przygodę z europejskimi pucharami.
W Era Basket Lidze wielkim faworytem był Śląsk Wrocław, posiadający w składzie najlepszych polskich zawodników z Adamem Wójcikiem, Maciejem Zielińskim i Dominikiem Tomczykiem na czele. Prawdziwą gwiazdą drużyny był jednak Lynn Greer, który okazał się największym odkryciem sezonu 2003/04. W walkę o najwyższe cele włączyły się tradycyjnie także Anwil Włocławek oraz Polonia Warszawa.
Sopocianie rozpoczęli rozgrywki 11 października 2003 roku w Hali 100-lecia meczem z Czarnymi Słupsk. Trefl wygrał to spotkanie oraz sześć kolejnych, sprawiając po drodze niespodziankę w meczu wyjazdowym we Wrocławiu. Prokom Trefl wygrał to spotkanie po fantastycznej czwartej kwarcie 86:82, a bohaterem został Goran Jagodnik, zdobywca 24 punktów i 10 zbiórek.
Serię sopocian przerwał dopiero Gipsar Stal Ostrów Wlkp, który wygrał z drużyną trenera Kijewskiego 108:98. W pierwszej rundzie zmagań Prokom Trefl przegrał także minimalnie w Warszawie z Polonią 75:78 oraz pokonał we własnej hali Anwil Włocławek 72:62. Dzięki temu ostatniemu zwycięstwu na koniec pierwszej rundy mógł się cieszyć z pozycji lidera z bilansem 9-2.
Rundę rewanżową Prokom Trefl rozpoczął od porażki w Słupsku 62:66. Równie zaskakująca była przegrana 76:80 z Unią/Wisłą Paged Tarnów. Na szczęście na tym limit wpadek się zakończył, a sopocianie pewnie kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa. Szczególnie we własnej hali gdzie w rundzie zasadniczej okazali się niepokonani. Zwycięstwa 86:81 z Ideą Śląskiem Wrocław oraz 87:65 z Polonią Warszawa pozwoliły utrzymać sopocianom miejsce w czołówce.
O pierwszym miejscu w tabeli decydowała ostatnia kolejka. Idea Śląsk pewnie wygrał w Bydgoszczy, aby aby utrzymać pozycję lidera Prokom Trefl musiał wygrać we Włocławku. Sopocianie w czwartej kwarcie prowadzili już dwucyfrową punktami, ale nie potrafili utrzymać tej przewagi i przegrali 61:68. W końcówce spotkania groźnej kontuzji przy faulu Gorana Jagodnika doznał Tomas Nagys, co dało początek konfliktowi, który na dobre wybuchł w półfinale.
Do play-off Prokom Trefl przystępował z drugiego miejsca, a pierwszą przeszkodą był Arcus Detal-Met Noteć. Zespół z Inowrocławia w tzw. preplay-off wyeliminował AZS Gaz Ziemny Koszalin. W starciu z wicemistrzami Polski był jednak bez szans. Po trzech gładkich zwycięstwach to sopocianie mogli się cieszyć z awansu do kolejnej rundy.
Półfinał z Anwilem był kolejnym dreszczowcem w historii klubu. Wszystko zaczęło się od pogromu w Hali 100-lecia 87:66. Sopocianie całkowicie zdominowali gości, a trener Urlep nie widząc szans na zwycięstwo, odpuścił końcówkę spotkania. Uśpiło to nieco czujność gospodarzy, którzy dali się zaskoczyć w drugim meczu. Anwil w drugim meczu zagrał dużo lepiej i po zaciętej końcówce i trafieniu za trzy Roberta Witki w kluczowym momencie meczu wygrał 75:70.
Po trzecim meczu wydawało się, że Anwil drugi sezon z rzędu wyjdzie zwycięsko z serii spotkań play-off z Prokomem Trefla. W Hali Mistrzów tym razem zespół trenera Urlepa pokazał siłę i wygrał 74:65. Na szczęście sopocianie wytrzymali próbę nerwów w czwartym meczu i wygrali 73:66, ale to wyeliminowanie Gorana Jagodnika, który oprócz 24 punktów zanotował także 13 zbiórek. Słoweniec swoją postawą w Hali Mistrzów najlepiej odpowiedział na agresję z jaką musiał się zmagać ze strony włocławskich kibiców po incydencie z końcówki sezonu zasadniczego. Nerwów na wodzy nie potrafił za to utrzymać Donatas Zavackas, który za odepchnięcie trenera Kijewskiego został zdyskwalifikowany do końca sezonu.
Do finału Prokom Trefl wprowadził z kolei Tomas Pacesas, który w decydującym meczu osiem razy trafił za trzy punkty, w tym cztery razy w czwartej kwarcie. W decydującej części meczu koszykarze trenera Kijewskiego rzucili 27 punktów, dzięki czemu wygrali 80:70 i tym samym okazali się lepsi 3:2 w całej serii.
W finale czekała już uznawana za faworyta Idea Śląsk Wrocław. W Hali Ludowej gospodarze udowodnili, że nie bez przyczyny. Wrocławianie wygrali gładko 76:59, a do wygranej poprowadził ich Lynn Greer, który rzucił 20 punktów. W drugim meczu nie do zatrzymania był Mark Miller, a dobrze wspieranym pod koszem okazał się Gintaras Einikis i to sopocianie wygrali 79:67. Bardzo dobre spotkanie rozegrał też Filip Dylewicz, który zanotował 9 punktów i 9 zbiórek. Od tego momentu gracze trenera Kijewskiego przejęli inicjatywę w tej serii i nie oddali jej już do końca.
W Hali 100-lecia wrocławianie byli bez szans. W trzecim meczu znów szalał Gintaras Einikis, który zdobył 23 punkty, a Goran Jagodnik dorzucił kolejnych 18 punktów. Sopocianie wygrali 89:80, ale po raz kolejny Gintaras Einikis nie wytrzymał nerwowo i został zdyskwalifikowany na cztery mecze. Zostało mu do odsiedzenia dwa mecze zawieszenia z poprzedniego sezonu. Po trzecich meczach Prokom Trefl był o krok od upragnionego Mistrzostwa Polski.
Trudno się było jednak spodziewać, że wykonają go już w kolejnym meczu. Koszykarze Idei Śląska po trzech porażkach z rzędu chcieli podjąć jeszcze jedną próbę wygrania tej serii. Świetnie zagrali jednak sopoccy Litwini wspomagani przez Gorana Jagodnika i Andrzeja Plutę i dzięki zwycięstwu 94:83, 19 maja 2004 roku, wznieśli po raz pierwszy w historii puchar za wywalczenie Mistrzostwa Polski.
W tym sezonie nie przyznawano oficjalnie nagrody MVP, ale ten finał miał tylu bohaterów, że trudno byłoby zdecydować się na jednego gracza. Nie do przecenienia była praca jaką w obronie wykonali Mark Miller i Darius Maskoliunas, aby zatrzymać Lynna Greera. Bardzo równo grał Goran Jagodnik, a pod koszem dość niespodziewanie błyszczał Gintaras Einikis. Tomas Pacesas, Andrzej Pluta i coraz odważniej grający Filip Dylewicz, także mieli ogromny udział w tym sukcesie. Kluczem do zwycięstwa było jednak to, że w najważniejszym momencie sezonu zespół funkcjonował jak dobrze naoliwiona maszyna.
Wywalczone w maju złoto uczciło na Monciaku tysiące kibiców. Przemarsz deptakiem w kierunku Molo stał się tradycją świętowania kolejnych sukcesów sopockiej koszykówki. Sezon 2003/04 był początkiem pięcioletniej dominacji klubu w polskiej ekstraklasie.
Skład: Tomas Pacesas, Darius Maskoliunas, Tomasz Świętoński, Istvan Nemeth, Mark Miller, Desmon Farmer, Mateusz Pietkiewicz, Adam Waczyński, Goran Jagodnik, Andrija Ciric, Mariusz Redek, Tomas Masiulis, Filip Dylewicz, Mariusz Bacik, Adam Wójcik, Harold Jamison, Joe McNaull, Janusz Mysłowiecki, Aleksandar Radojevic.
Trenerzy: Eugeniusz Kijewski, Jacek Winnicki.
To był jeden z najbardziej udanych sezonów w historii klubu. Po Mistrzostwie Polski udało się zatrzymać większość najważniejszych graczy z poprzedniego sezonu. Dzięki temu przez większą część sezonu skład był w miarę stabilny, a to okazało się kluczem do obrony złota. W europejskich pucharach Prokom Trefl po raz pierwszy wystąpił w prestiżowej Eurolidze i od razu osiągnął ogromny sukces, jakim był awans do Top 16 Euroligi.
Budowę i prowadzenie drużyny po raz kolejny powierzono duetowi Eugeniusz Kijewski – Jacek Winnicki. W zespole pozostali także Litwini Darius Maskoliunas, Tomas Masiulis i Tomas Pacesas, Słoweniec Goran Jagodnik oraz Amerykanin Mark Miller. Barwy sopockiej drużyny nadal reprezentował także Filip Dylewicz.
Trener Kijewski zawsze powtarzał, że chciał mieć w swojej drużynie Adama Wójcika. Jego życzenie spełniło się w 2004 roku, kiedy to popularny „Oława” podpisał kontrakt w Trójmieście. 34-letni wówczas zawodnik wciąż był najlepszym polskim graczem i zarazem najbardziej doświadczonym w rozgrywkach Euroligi. Przez trzy sezony spędzone w Sopocie był jednym z liderów drużyny zarówno na boisku, jak i poza nim i w dużym stopniu przyczynił się do kolejnych sukcesów trójmiejskiej koszykówki.
Pod koszem Wójcika wspierał m.in. znany z występów w Śląsku Wrocław i kilku klubach NBA Harold Jamison. Z Amerykaninem było jednak więcej problemów niż pożytku, dlatego jego przygoda w Trójmieście trwała bardzo krótko. Zastąpił go doskonale znany z występów w Prokomie Treflu Joe McNaull, ale problemy ze zdrowiem i formą stanęły mu na drodze, aby pozostać w drużynie. Sezon pod koszem kończyli więc sprowadzeni awaryjnie Mariusz Bacik i mierzący 220 cm wzrostu Aleksandar Radojević, który miał za sobą występy w NBA.
Kolejną nową gwiazdą Prokomu Trefla był Istvan Nemeth. Węgierski rzucający od początku zaskarbił sobie sympatię kibiców swoją przebojową i efektowną grą. Był to zawodnik kompletny, który zawsze walczył po obu stronach parkietu i potrafił dać drużynie dodatkowy zastrzyk energii, gdy tego najbardziej potrzebowała. Na drodze do dłuższej kariery w Sopocie stanęły jednak problemy z plecami, ale przez dwa pełne sezony spędzone w Prokomie Treflu zdążył zapisać się z bardzo pozytywnej strony w pamięci kibiców.
Do Trójmiasta trafił także młody, obiecujący skrzydłowy Andrija Cirić, który po trzech sezonach zastąpił Dragana Markovicia. W połowie sezonu włodarze klubu byli także zmuszeni do zmiany na pozycji rzucającego. Z powodu kontuzji Polskę opuścił Mark Miller, a jego miejsce zajął Desmon Farmer. Amerykanin miał spore problemy z przestawieniem się na europejski styl koszykówki, dlatego na parkiecie pojawiał się sporadycznie. W sezonie 2004/05 swój debiut na parkietach ekstraklasy zanotował także Adam Waczyński, który w wieku 15 lat został najmłodszym zawodnikiem w historii polskiej ligi.
Wywalczone rok wcześniej Mistrzostwo Polski otworzyło sopocianom drzwi do Euroligi. Możliwość występów w tych elitarnych rozgrywkach wiązało się jednak z koniecznością spełnienia rygorystycznych warunków. Już po zakończeniu sezonu delegacja z klubu udała się do Barcelony, gdzie mieści się siedziba Uleb, aby przekonać organizatorów, że Prokom Trefl jest gotowy do występów w tych rozgrywkach. Na potrzeby Euroligi sopocianie musieli rozgrywać swoje mecze w gdańskiej Hali Olivia.
Pierwsze, historyczne spotkanie odbyło się na wyjeździe. W gorącej hali w Belgradzie 3 listopada 2004 roku sopocianie zmierzyli się z Partizanem i po meczu pełnym walki wygrali po zaciętej końcówce. Na siedem sekund przed końcem spotkania wsadem popisał się Adam Wójcik, który w całym meczu zdobył 15 punktów.
W drugiej kolejce Prokom Trefl nie zdołał wywalczyć zwycięstwa z Realem w Trójmieście, ale tydzień później znów zaliczył wygraną na ciężkim terenie. Sopocianie wygrali w Grecji z Olimpjakosem, głównie za sprawą świetnej postawy w czwartej kwarcie Andriji Ciricia, który w tej części gry zdobył 15 punktów. Kolejne dwa mecze z Efesem w Polsce i Estudiantes w Hiszpanii zakończyły się porażkami.
Pierwsza wygrana we własnej hali Prokom Trefl odniósł w szóstej kolejce. Był to zarazem jeden z najlepszych meczów w historii klubu. Do Hali Olivia przyjechało Climamio Bolonia, finalista Euroligi z poprzedniego sezonu, z takimi gwiazdami w składzie jak Gianluca Basile, Milos Vujanić, Ruben Douglas, czy Matjaz Smodis. Sopocianie nie zostawili im jednak żadnych złudzeń i dzięki 21 punktom i 10 zbiórkom Gorana Jagodnika, wygrali z włoską drużyną 78:68.
Tuż przed świętami gracze trenera Kijewskiego udali się na ostatni mecz pierwszej rundy do Zagrzebia. Pomimo porażki, sopocianie pierwszą rundę kończyli w dobrych humorach z bilansem 3-4. W rundzie rewanżowej kluczowy był pierwszy rewanż we własnej Hali Olivia. W meczach wyjazdowych w Stambule, Madrycie i Bolonii Prokom Trefl nie miał w istocie wielkich szans na zwycięstwo. Pokonanie Partizana i Olimpjakosu praktycznie przesądziły losy awansu.
Wcześniej żadna polska drużyna nie zdołała awansować do fazy Top 16. Sopocianom udało się to już za pierwszym podejściem, 26 stycznia 2005 roku, na trzy kolejki przed końcem rundy zasadniczej. W meczu z Estudiantes w Gdańsku Prokom Trefl wygrał 78:74, a po 20 punktów rzucili Adam Wójcik i Istvan Nemeth. Na zakończenie zmagań sopocianie wygrali jeszcze z Ciboną i pierwszą część rozgrywek zakończyli świetnym bilansem 7-7.
W fazie Top 16 sopockiej drużynie przyszło się zmierzyć z Bennettonem Treviso, AEK Ateny i ponownie Efesem Pilsen Stambuł. To była dla Prokomu Trefla prawdziwa szkoła koszykówki. W sześciu meczach nie udało się wywalczyć nawet jednego zwycięstwa. Na słabszą postawę wpłynęły bardziej niż wszystkim kontuzje i zmęczenie. Znalezienie się wśród najlepszych szesnastu drużyn Euroligi było jednak ogromnym osiągnięciem.
W Era Basket Lidze na sopocian po prostu nie było mocnych. Prokom Trefl rozpoczął rozgrywki od pięciu zwycięstw z rzędu. Na inaugurację 16 października 2004 roku rozgromili w Hali 100-lecia Astorię Bydgoszcz 92:69 w meczu, w którym 21 punktów rzucił Goran Jagodnik. W kolejnych meczach sopocianie zostawiali na pokonanym polu zespoły z Krakowa, Ostrowa Wielkopolskiego, Warszawy i Słupska.
Gorycz porażki zawodnicy trenera Kijewskiego poznali dopiero w szóstej kolejce we Włocławku. Świetny występ zanotował Filip Dylewicz, który zdobył 15 punktów, ale to nie wystarczyło do odniesienia zwycięstwa. Anwil wygrał 68:61 dzięki bardzo dobrej grze w obronie i skuteczności Gintarasa Kadziulisa. Litwin zdobył dla swojej drużyny 16 punktów.
Po meczu w Hali Mistrzów sopocianie rozpoczęli jedną z najdłuższych serii zwycięstw w historii klubu, wygrywając 14 spotkań z rzędu w polskiej lidze. Nie było tą wszystko. Sopocianie nie bez problemów pokonali we własnej hali Deichmann Śląsk Wrocław, a w Starogardzie Gdańskim byli lepsi zaledwie o dwa punkty od Polpharmy. Na koniec rundy wygrali za to z PGE Turowem Zgorzelec 99:86, umacniając się na pozycji lidera z bilansem 10-1.
W rundzie rewanżowej kluczowe były zwycięstwa w Warszawie i Wrocławiu. W stolicy niezapomniany występ dał Mark Miller, który zdobył 28 punktów i zapewnił drużynie zwycięstwo 78:75. Niespodziewana porażka z Turowem we Śląskiem był za to jedyną w tej rundzie. Środkowy Prokomu Trefl zdobył zwycięski punkt w meczu, który zakończył się wynikiem 74:73.
Dzięki tym zwycięstwom gracze trenera Kijewskiego na kilka kolejek przed końcem rundy mieli już zapewnione pierwsze miejsce w tabeli. Stąd do drużyny wdarło się rozluźnienie, które wykorzystali zawodnicy Noteci Inowrocław i PGE Turowa Zgorzelec. Ostatecznie w sezonie zasadniczym sopocianie osiągnęli bilans 19-3.
Przez pierwsze dwie rundy Prokom Trefl przebrnął bez większych problemów. W ćwierćfinale Polpharma nie była w stanie nawiązać walki w żadnym z trzech spotkań. Pięciu spotkań sopocianie potrzebowali z kolei, aby poradzić sobie w półfinale z PGE Turowem. Kluczowe dla losów tej serii było zwycięstwo 83:75 w trzecim meczu. Przy stanie 3:0 mało kto wierzył, że zgorzelczanie są w stanie podjąć jeszcze walkę. Rywale wygrali co prawda czwarty mecz, ale w Sopocie w piątym spotkaniu nie dali PGE Turowowi szans.
Prokom Trefl po raz drugi w historii spotkał się więc w finale z Anwilem. Tym razem sopocianie pozwolili się zaskoczyć w pierwszym spotkaniu i po zaciętej końcówce wygrali 75:72. Bezbłędny był w tym meczu Filip Dylewicz, który zdobył 23 punkty i 5 zbiórek. Włocławianie odgryźli się w drugim spotkaniu. Jak na zawołania trafiał Joe Crispin, autor 8 trafień za trzy punkty na 14 prób. Anwil wygrał 85:75 i wyrównał stan rywalizacji. Nie pomogło 20 punktów zdobytych przez Gorana Jagodnika.
Trzeci mecz przeszedł do historii polskiej koszykówki i był prawdziwym popisem sopockiej defensywy. Anwil do przerwy miał na swoim koncie zaledwie 15 punktów. W trzeciej kwarcie dorzucił tylko sześć. Po 30 minutach gry miał ich więc 21, a tymczasem sam Adam Wójcik rzucił 23. W ostatniej kwarcie sopocianie nieco się rozluźnili, ale i tak zwycięstwo 70:41 było prawdziwym finałowym pogromem.
Dwa dni później podrażnieni włocławianie częściowo odegrali się na Prokomie Treflu. W drugiej połowie zawodnicy trenera Kijewskiego rzucili zaledwie 21 punktów i przegrali 57:75. Ale już w piątym meczach w rywalizacji finałowej znów był remis. Kluczowy, piąty mecz finałów rozgrywany w Hali 100-lecia sopocianie wygrali pewnie 77:63, a na parkiecie ponownie błyszczał Adam Wójcik, zdobywca 21 punktów i 7 zbiórek.
Kibice w Hali Mistrzów liczyli na przedłużenie serii do siódmego spotkania, ale losy Mistrzostwa Polski rozstrzygnęły się już w szóstym meczu. MVP finałów został Adam Wójcik, który przypieczętował tytuł 20 punktami, a Prokom Trefl pokonał Anwil 72:67. 1 czerwca 2005 roku na piersiach sopockich koszykarzy po raz drugi zawisły złote medale. Kluczem do zwycięstwa tej serii była defensywa, więc można powiedzieć, że znany z tego elementu trener Urlep został pokonany własną bronią.