Pochodzący z Lublina Jakub Karolak koszykówkę ma we krwi. Jego ojciec, Piotr, przez lata występował na ekstraklasowych parkietach, reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej, zaliczył też występy w trzech ligach zagranicznych i europejskich pucharach. Czy syn znanego koszykarza był skazany na basket?
– Najpierw było kilka treningów karate, trochę rekreacyjnego pływania i oczywiście piłka nożna. W kosza, wspólnie z bratem, zaczęliśmy grać we Francji, gdzie tata podpisał kontrakt, kiedy miałem dziewięć lat. To nie był pierwszy wyjazd taty do zagranicznej ligi, bo wcześniej grał we Włoszech i Belgii, ale właśnie do Poitiers przeprowadziliśmy się całą rodziną i… o mały włos nie zostaliśmy we Francji na dłużej. W Lublinie rodzice wybudowali dom, czekała na nas wytęskniona rodzina, więc po roku wróciliśmy jednak całą czwórką do Polski – wspomina Karolak junior.
Zapytany o pobyt we Francji, Kuba wyraźnie się ożywia: – Chodziłem tam do trzeciej klasy, mój brat Bartek do czwartej. Program z polskiej szkoły nadrabialiśmy z mamą wieczorami. Z Lublina przywieźliśmy wszystkie książki, mama o to wszystko bardzo dbała. Nasza francuska szkoła była małą, przykościelną placówką, poziom – z tego co pamiętam – nie był za wysoki, więc prawdziwa nauka miała miejsce w domu. Między lekcjami zaczynałem swoją własną przygodę z koszykówką – opowiada.
Czy poza sportowym bakcylem Kubie udało złapać się niełatwy francuski? – Zapytam, jak się nazywasz i co słychać, ale niewiele więcej – śmieje się – Miałem francuski w liceum, wtedy dużo sobie przypomniałem, więc szybko złapałem kilka piątek i faktycznie coś tam potrafię. Nawet po latach odzywałem się do mojej francuskiej szkoły, żeby uzyskać nazwiska kolegów i koleżanek z klasy i móc trochę popisać. Kilka osób znalazłem na Facebooku, zapytałem „ça va?” i powspominaliśmy stare czasy.
Ojciec Jakuba, Piotr Karolak zasłynął między innymi z nietypowo oddawanych rzutów wolnych „o szybę”. Technika syna, który uwielbia grać bez piłki, uwalniać się po zasłonach i dziurawić kosz rywala rzutami zza linii 6,75 cm to odrębna historia.
– Na początku, jak każde dziecko, rzucałem sprzed klaty. W wieku lat 14 powiedziałem sobie, że czas najwyższy zacząć „rzucać normalnie”. Nikt nigdy nie trenował ze mną specjalnie techniki, w Lublinie przed domem mamy kosz, więc latem godzinami oddawaliśmy z bratem setki rzutów w ogródku, organizując z tatą konkursy rzutowe i może to była recepta na niezłą skuteczność w seniorskim graniu? – uśmiecha się – Lubię rzucać, przychodzi mi to z łatwością, mógłbym rzucać i rzucać, byle tylko mieć dobrą pozycję.
Przed obecnym sezonem Karolak dołączył do Trefla. Teraz rzuca więc dla Sopotu, czyli miasta, którego jego zdaniem nie da się nie lubić
– Tu żyje się inaczej niż na Śląsku. Powietrze jest inne, po prostu czuć ten jod. Do tego zawsze można przejść się po plaży. W dzieciństwie często przyjeżdżałem do wujka, który mieszka w Gdańsku, miałem więc sentyment do Trójmiasta i bardzo cieszę się, że trafiliśmy tu z narzeczoną Kają i psem Nando – przekonuje.
Nando to, według Karolaka, prawdziwy podróżnik. Dzięki niemu Kuba nie jest sam na koszykarskim szlaku, niezależnie od tego, gdzie rzuci go los sportowca.
– Był prezentem na osiemnastkę dla mojej narzeczonej, został członkiem rodziny i tak od sześciu lat jest z nami. Mieszkał w Warszawie, Lublinie, Katowicach… Jeździ z nami na wakacje, wiele razy był nad morzem. Nando jest bardzo przyjaznym beaglem, a gdy Kaja wyjeżdża i zabiera go ze sobą, to w domu jest naprawdę pusto. Po treningach szaleje, a wspólne spacery są jedną z moich ulubionych form relaksu – kończy sopocki rzucający.
Już w najbliższy czwartek, 2 lutego, żółto-czarni staną przed szansą odniesienia dziesiątego zwycięstwa w tym sezonie. Jak rzucał będzie Jakub Karolak? Bądźcie z koszykarzami Trefla w Hali 100-lecia o 20.00, w meczu ze „Stalówką” kibicujmy jak za dawnych lat! Bilety na najbliższe mecze klubów grupy Trefl kupicie w Internecie, pod adresem www.trefl.ticketsoft.pl Do zobaczenia, HEJ TREFL!