Przed spotkaniem ze Spójnią porozmawialiśmy z Pawłem Leończykiem, wychowankiem stargardzkiego klubu, który w niedzielę po raz pierwszy zagra jako gospodarz ze swoim pierwszym zespołem. Kapitan Trefla opowiedział także o problemach, z którymi zmagał się przed ostatnim spotkaniem z Polskim Cukrem Toruń.
Zacznijmy od ostatniego meczu przeciwko Polskiemu Cukrowi – miałeś przed nim sporo problemów z kontuzją. Co się stało?
Miałem problem z prawą ręką, przez co ten mecz nie wyszedł za dobrze. Nie byłem za bardzo w stanie pomóc drużynie i może byłoby nawet lepiej, gdybym nie wystąpił w tym spotkaniu. Po prostu ambicja okazała się silniejsza, chciałem wesprzeć chłopaków na boisku. Jak się okazało, nie była to dobra decyzja z mojej strony.
Teraz jest już wszystko w porządku? Nie masz już żadnych problemów z tym urazem?
Tak, myślę, że zabrakło mi jeszcze dwóch dni na rehabilitację i zabiegi, żeby wszystko w czasie meczu było w porządku. Nie zdążyłem w pełni się wyleczyć przed niedzielnym spotkaniem.
Teraz przed wami mecz ze Spójnią Stargard, czyli zespołem, który jest dla ciebie szczególny, bo tam zaczynałeś swoją karierę. Jak to się stało, że trafiłeś do tamtej drużyny?
Wyszło to bardzo naturalnie, najpierw byłem w młodzieżowych ekipach, z wiekiem piąłem się coraz wyżej i w końcu trafiłem do pierwszego zespołu. Najpierw tylko trenowałem, później, kiedy Spójnia grała w pierwszej lidze, dostawałem już sporo minut. Tam się wybiłem i mogłem iść dalej się rozwijać.
Byłeś też kibicem Spójni jako młody chłopak?
Oczywiście, pierwsze wspomnienie związane z tą drużyną to sezon 1996/1997. Wtedy Spójnia, jako Komfort, zdobyła wicemistrzostwo Polski, a tata zabierał mnie na pierwsze mecze. Spodobało mi się to i od tego czasu zacząłem treningi, a także chodziłem na trybuny. Byłem więc kibicem, ale też stawałem się koszykarzem.
Już wtedy było widać, że masz potencjał na podkoszowego?
Myślę, że nie, byłem normalnym dzieckiem. Dopiero później miałem taki rok, że urosłem kilkanaście centymetrów i wtedy moja przygoda z koszykówką stała się poważniejsza.
W niedzielę po raz pierwszy jako gospodarz będziesz miał okazję zmierzyć się w ekstraklasie ze Spójnią. Dla ciebie to mecz szczególny?
Nie, nie odczuwam tego w ten sposób. Dla nas to bardzo ważny mecz i nie mówię tu o sobie, a o całej drużynie. Wiadomo jaka jest nasza sytuacja i to będzie spotkanie nie o dwa punkty, a może nawet o cztery czy sześć oczek. Oczywiście, wiadomo, że przyjeżdża zespół z mojego rodzinnego miasta, jest tam kilka osób, które pamiętam jeszcze z „moich” czasów. Pierwszym trenerem został teraz Kamil Piechucki, jest też masażysta Grzegorz Gromek, który z nami pracował, pamiętający czasy najlepszej koszykówki w Stargardzie. Bardzo fajnie będzie ich ponownie spotkać i porozmawiać z nimi. Jednak jeśli chodzi o zespół, koszykarzy, to jest on oczywiście całkowicie inny.
Miałeś już okazję w październiku zagrać w Stargardzie – było trochę sentymentalnie?
Przyjęto mnie bardzo ciepło, bardzo przyjemnie. Miło mi się zrobiło, że pomimo upływu lat kibice nadal mnie pamiętają i wiedzą, że jestem wychowankiem Spójni. Raz jeszcze bardzo dziękuję za tak miłe przyjęcie. W Stargardzie zawsze jest bardzo żywiołowy doping i moim zdaniem to miasto zasługuje na ekstraklasę. Widać, że całe środowisko wokół klubu bardzo chce, żeby zespół grał na najwyższym ligowym poziomie. Kibice świetnie wspierają swój zespół i wierzą w utrzymanie. Ja też trzymam za to kciuki, ale w niedzielę kluczowe będzie nasze zwycięstwo.