Ultra-ofensywny i trwający 50 minut mecz w Hali Globus zakończył się jednopunktowym zwycięstwem gospodarzy 122:121 (21:16, 22:26, 27:35, 16:16, 13:12). W ostatniej akcji drugiej dogrywki rzut na zwycięstwo wykonał Mikołaj Witliński, ale piłka nie wpadła do kosza. Mistrzowie Polski z bilansem 7:2 pozostają wiceliderami tabeli Orlen Basket Ligi.
To był mecz, w którym obie drużyny zdobyły łącznie 243 punkty, choć jego początek tego nie zapowiadał. Po dwóch minutach gry wynik otworzył Jakub Schenk, a obie drużyny prześcigały się w niecelnych rzutach i stratach. W chaosie lepiej czuli się jednak gospodarze, trafiając w tej kwarcie m.in. 4 razy z dystansu. Indywidualnymi akcjami odpowiadał im Kuba Schenk, który siadając na ławkę 8 minucie miał na swoim koncie już 8 zdobytych punktów. Po pierwszej części gry Start prowadził 21:16.
W drugiej odsłonie sopocianie nadal nie byli wystarczająco twardzi i zdeterminowani w defensywie, ale za to lepiej ustawili swoje celowniki. Za trzy trafili van Vliet i Alleyne, kolejny raz dobrze prezentował się też Nick Johnson, który w swoim drugim meczu OBL w 27 minut zaliczył 16 punktów (7/12 z gry), 5 asyst, 4 zbiórki, 2 przechwyty i 2 bloki przy tylko 1 stracie. Wynik przechylił się na korzyść Trefla i wydawało się, że mistrzowie powoli łapią swój rytm. Jednak niepotrzebne rozmowy Kuby Schenka z sędziami zakończyły się dwoma faulami technicznymi, po których nasz zawodnik już w 13 minucie zakończył swój udział w meczu. Tym samym drużyna została z jednym graczem na pozycji rozgrywającego, co miało swoje konsekwencje w końcówce spotkania. Utrata ważnego elementu zespołu na chwilę wytrąciła resztę drużyny z równowagi, co skrzętnie wykorzystali lublinianie, wychodząc na 8-punktowe prowadzenie. Po czasie na żądanie trenera Tabaka żółto-czarni wrócili na parkiet z większą energią i prowadzeni przez Johnsona odrobili straty. Kwarta zakończyła się rzutami wolnymi Filipa Puta i drużyny po 20 minutach gry zeszły do szatni przy wyniku 43:42.
Trzecia kwarta to kolejne dziesięć minut dominacji ataku nad obroną. Start Lublin zdobył w niej aż 27 punktów, ale było to niczym przy aż 35 oczkach Trefla. Do ataku ostro włączyli się Aaron Best i Jarosław Zyskowski, a wtórował im Geoffrey Groselle (17 pkt., 11 zb., 5 as.). Po udanych akcjach Kanadyjczyka sopocianie dwukrotnie wychodzili na 9-punktowe prowadzenie, ale gospodarze nie mieli zamiaru się poddać, odpowiadając m.in. trójkami Jakuba Karolaka, C.J. Williamsa i debiutującego w Polsce Tevina Browna. Kwartę zamknęła trójka Nicka Johnsona, po której Trefl prowadził 77:70.
Początek ostatniej odsłony regulaminowego czasu gry to również początek kłopotów Trefla, który już po 90 sekundach miał na koncie 4 faule. Jako, że dwa z nich były w wykonaniu Marcusa Weathersa, tym samym wyczerpał on limit 5 przewinień osobistych i już do końca spotkania mógł tylko dopingować swoich kolegów z ławki. Gospodarze próbowali odrabiać straty, ale Trefl wciąż utrzymywał bezpieczne prowadzenie, które w 36 minucie wyniosło już 11 punktów. Po czasie wziętym przez trenera Wojciecha Kamińskiego Start pokazał, że ma więcej sił i energii niż osłabieni goście. Brak zmiennika na pozycji nr 1 w połączeniu z faulami Weathersa i wciąż niepełną dyspozycją Mikołaja Witlińskiego po urazie odniesionym we wtorkowym meczu w Ulm musiały ostatecznie wpłynąć na grę Trefla. Widoczne zmęczenie spowodowało problemy w organizacji gry i kolejne faule Johnsona, który przy stanie 91:85 musiał zejść z parkietu. Przez pozostałe do końca meczu 95 sekund sopocianie zdobyli już tylko 2 punkty, tracąc aż 8. W ostatniej sekundzie zwycięstwo gospodarzom mógł dać Courtney Ramey, ale nie trafił z dystansu, co oznaczało dogrywkę.
W doliczonym czasie żółto-czarni robili co mogli, wykorzystując indywidualne umiejętności w ataku, ale brak zmienników na ławce i sił do gry w obronie otwierał zawodnikom Startu drogę do kosza w praktycznie każdej akcji. Kiedy na 7 sekund do końca pierwszej dogrywki za 5. faul boisko musiał opuścić Nahiem Alleyne, w składzie meczowym zostało już tylko sześciu zawodników Trefla, wtedy Start prowadził już 109:106 i wydawało się, że na tym zakończy się mecz. Celna trójka Jarka Zyskowskiego dała kolejny remis i kolejne 5 minut gry.
Ostatnia odsłona spotkania to wymiana ciosów w ataku połączona ze skrzętnym unikaniem przewinień. Grający z konieczności jako „jedynka” Aaron Best łączył zdobywanie punktów z podawaniem do niesamowicie skutecznego Zyskowskiego, ale okazało się to zbyt mało. Przy jednopunktowym prowadzeniu sopocian, piłkę w ręce wziął Courtney Ramey i minął obrońców, zdobywając 2 oczka na wagę wygranej. W ostatniej akcji za trzy rzucał wprawdzie Mikołaj Witliński, ale nie trafił do kosza i druga porażka Mistrzów w sezonie stała się faktem.
Trefl Sopot: Zyskowski 32, Best 26, Groselle 17, Schenk 10, Weathers 1 oraz Johnson 16, Alleyne 11, Van Vliet 5, Witliński 2, Jankowski 1.