– Marcin Kloziński w roli pierwszego trenera pokazał, że świetnie potrafi połączyć cechy młodych graczy z tymi bardziej doświadczonymi i w krótkim czasie sprawił, że gra naszej drużyny w większym stopniu zaczęła opierać się na zespołowości. Cenimy sobie jego warsztat i charyzmę, a samym zawodnikom bardzo podoba się styl i zasady, jakie wprowadził on na treningach – powiedział niedawno Dariusz Gadomski, wiceprezes Trefla Sopot, motywując w ten sposób przedłużenie kontraktu z 34-letnim szkoleniowcem na kolejny sezon.
Rzeczywiście, trudno nie dostrzec progresu dokonanego przez zespół żółto-czarnych w ostatnich siedmiu meczach fazy zasadniczej. Najważniejszym aspektem, w jakim poprawiła się gra Trefla Sopot pod wodzą Klozińskiego, była wspomniana zespołowość. Przez większą część sezonu sopocianie uważani byli za ekipę bazującą na dwóch liderach – Anthonym Irelandzie i Nikoli Markoviciu. Nic zresztą dziwnego, bowiem Amerykanin i Serb byli wyróżniającymi się postaciami nie tylko w poczynaniach drużyny z kurortu, ale w całej Polskiej Lidze Koszykówki. Ireland w sezonie zasadniczym zdobył najwięcej punktów ze wszystkich koszykarzy PLK (562 pkt.), miał też piąty najwyższy wskaźnik EVAL w rozgrywkach. Marković z kolei nie tylko królował pod tablicami, będąc drugim najlepiej zbierającym PLK (283 zb.), ale stał się też wiceliderem statystyki przechwytów (59, średnio 1,84 w każdym meczu)i jednocześnie jedynym podkoszowym w pierwszej 15-tce tego zestawienia.
Pod wodzą Klozińskiego Ireland i Marković wciąż byli ważnymi postaciami, ale istotne role w sopockiej rotacji otrzymali też inni gracze. Średnio prawie 31 minut (wcześniej niewiele ponad 27 min) na parkiecie spędzał 37-letni Filip Dylewicz. „Dylu” z jednej strony coraz częściej kreował pozycje rzutowe dla kolegów, zaliczając przy tym średnio po 3,86 asysty (wcześniej 1,71), a z drugiej sam jeszcze lepiej wykorzystywał swoje okazje, trafiając 51 proc. rzutów za dwa oraz 40 proc. za trzy. W ostatnich siedmiu meczach sezonu zdobywał przeciętnie o 4 punkty więcej niż we wcześniejszym okresie.
Nie do przecenienia był również wkład Piotra Śmigielskiego, który na boisku przebywał średnio aż o 5,5 minuty więcej (prawie 29 min w końcówce sezonu przy niewiele ponad 23 min we wcześniejszej fazie). To zaowocowało aż pięcioma punktami więcej zdobywanymi przez obwodowego Trefla, na co wpływ miała także zwiększona skuteczność rzutów z gry (z 39 do 51 proc.), a w szczególności zza linii 6,75 (z 22 aż do 45 proc.). Z dystansu częściej trafiali także Artur Mielczarek (wzrost z 36 do 62 proc.) oraz Jakub Karolak (z 36 do 55 proc.). Ten ostatni, uznawany przede wszystkim za świetnego strzelca, lepiej współpracował też z resztą zespołu, zwiększając liczbę swoich asyst z niespełna jednej do prawie trzech na mecz.
Indywidualny progres poszczególnych graczy przełożył się także na poprawę wielu wskaźników zespołowych. Trefl, od początku pracy trenera Klozińskiego do zakończenia sezonu zasadniczego, zdobywał średnio 90 punktów, więcej niż jakikolwiek inny zespół PLK. Diametralnie wzrosła także liczba asyst (z 12 do 16,5) oraz skuteczność z gry (z 43 do 50 proc.) i za trzy (z 32,8 do 44,2 proc.). To wszystko przełożyło się na świetny EVAL, który z 78,7 wzrósł do 97,7 i w omawianym okresie był jednym z najlepszych w lidze.
– Gdybym miał jednym słowem określić czas, w którym prowadziłem zespół Trefla, powiedziałbym, że był optymistyczny. Nastraja nas to pozytywnie przed kolejnymi rozgrywkami. Zabrakło detali, ale wierzę, że w następnym sezonie uda nam się je dopracować i za rok o tej porze będziemy szykowali się do fazy play-off – mówił Kloziński na konferencji prasowej, na której podpisał kontrakt na sezon 2017/2018. Patrząc na powyższe statystyki, pokazujące „moc” 34-letniego szkoleniowca, trudno nie wyglądać w przyszłość z optymizmem.